Jeszcze w ubiegłym sezonie najszybsze kółko było wyróżniane jedynie w statystykach i nie przekładało się na klasyfikację generalną mistrzostw świata. Przed rozpoczęciem tegorocznej rywalizacji postanowiono, że będzie nieco inaczej. Zgodnie z regulaminem kierowca, który jest autorem najszybszego okrążenia i zajmuje miejsce w czołowej dziesiątce uzyskuje dodatkowy punkt.
W przekroju całego sezonu można uzyskać aż 21 dodatkowych "oczek". Taka liczba punktów może przesądzić o tytule mistrzowskim. Pierwszym zawodnikiem, który stał się beneficjentem nowych przepisów był Valtteri Bottas. Fin jako pierwszy w historii zdobył także 26 punktów za wyścig, bowiem udało mu się wygrać w Grand Prix Australii.
- Jeśli kierowca zgromadzi więcej takich bonusów, będzie ich mieć trzy czy więcej, to już sporo. Dodatkowe zdobycze punktowe mogą zmienić jego sytuację. Na pewno będziemy skłonni ryzykować w kolejnych wyścigach - powiedział kierowca Mercedesa po wyścigu w Melbourne. I to właśnie "skłonność do ryzyka" może jeszcze bardziej uatrakcyjnić wyścigi F1.
Już w Australii dało się zauważyć, że zespoły nastawiają się na walkę o dodatkowy punkt. Dwa tygodnie temu ochotę na bonus miał Max Verstappen, ale w kolejnych rywalizacjach grono kierowców może być znacznie większe. Wiąże się to ze zmianą taktyki wyścigowej. Kierowca, który ma ogromną przewagę nad rywalami będzie mógł pozwolić sobie na zjazd do mechaników i na świeżym komplecie opon powalczyć o najszybsze okrążenie.
Wiąże się to również z pewnym ryzykiem. Sytuacje, w których mechanicy dają plamę i przez to kierowca musi zakończyć rywalizację zdarzają się co jakiś czas. Ponadto czołowe zespoły mogą jeszcze bardziej powiększyć swoją przewagę nad resztą stawki. Nie zmienia to faktu, że już na początku sezonu kibice i kierowcy dostrzegli przede wszystkim pozytywy tej zmiany.