"Super Express": - Jak się czujesz po piątym zwycięstwie w wadze ciężkiej?
Tomasz Adamek: - Moja ciężka praca przynosi efekty, czuję się coraz pewniej. Wzmocniłem siłę ciosu, mam lepszą równowagę ciała, potrafię unikać ciosów. A w wadze ciężkiej czuję się znakomicie, to moja naturalna waga i wreszcie nie chodzę głodny...
- Maddalone czymś cię zaskoczył?
- Kilka razy mnie trafił, ale potrafiłem przewidzieć, skąd nadejdą ciosy. Pokonałem go szybkością, to mój największy atut.
Przeczytaj koniecznie: Adamek - Maddalone. Amerykanin chwali Polaka: Takiej szybkości zadawania ciosów jak Adamek nie ma obecnie nikt na świecie
- To było wyjątkowe zwycięstwo...
- Tak, chciałem je zadedykować zmarłemu Stanisławowi Orlickiemu. To był mój pierwszy trener i najwierniejszy kibic, który był dla mnie jak ojciec. Od kilku miesięcy był bardzo chory, a mimo to oglądał wszystkie moje walki. Wierzył, że zdobędę tytuł w trzeciej kategorii wagowej.
- Czujesz się już gotowy do walki o tytuł mistrza świata wagi ciężkiej?
- W stu procentach. Moja filozofia jest prosta: trenuję ciężko i czekam na walkę o tytuł. Jestem coraz lepszym bokserem, poprawiłem się w każdym elemencie. A najważniejsze, że wciąż są jakieś rezerwy.
- Z kim stoczysz kolejną walkę?
- Nie wiem. Ja trenuję i cierpliwie czekam na walkę z mistrzem. Ale w międzyczasie przecież muszę boksować, sporo się ostatnio mówi o moim starciu z Royem Jonesem Juniorem, do tej walki może dojść w kwietniu w USA albo w Polsce. Mam mnóstwo fanów w Stanach, ale zawsze chętnie wracam do kraju, bo polscy kibice są najlepsi na świecie.
- Jakie masz najbliższe plany?
- Wybieram się na narty do Lake Placid, trochę odpocznę od boksu po tych czterech walkach w 2010 roku. Jestem góralem i ciągnie mnie na stoki...