"Super Express": - Tym razem będziesz walczył w sali, która pomieści ledwo tysiąc osób. Dla tak małej liczby kibiców dawno nie walczyłeś...
Tomasz Adamek: - Rzeczywiście, przyzwyczaiłem się do większej widowni. Ta walka będzie trochę przypominała mi pojedynki z początków kariery bokserskiej, ale zgodziłem się ją stoczyć, gdyż dostałem taką ofertę. Od pół roku nie walczyłem, nie chciałem dłużej czekać. Ale to, że będzie mnie oglądać mniejsza liczba kibiców, nie świadczy o tym, że dam z siebie mniej. Dam z siebie wszystko, obiecuję, że zobaczycie dawnego, walecznego Adamka.
- A jak z forsą za tę walkę? Tym razem nie będzie milionów dolarów?
- Nie, ale nie jest źle.
- Wystarczy na perfumy dla żony?
- Tak, i nie tylko. Trzeba pamiętać, że po przegranej o mistrzostwo świata nie dostaje się od razu walki za wielkie pieniądze. Ja znowu znalazłem się na początku tej bokserskiej drabiny i małymi kroczkami będę się piął na jej szczyt.
- Na drodze na ten szczyt stanie ci "Dominikański Dynamit" Aguilera.
- I muszę go rozbroić jak saper niebezpieczną bombę. Nagy jest dobrym zawodnikiem, walczył z takimi pięściarzami, jak Arreola, Tarver czy Samuel Peter. Na pewno do pojedynku ze mną bardzo dobrze się przygotował, bo jeśli mnie pokona, otworzą się przed nim drzwi do wielkiego boksu. Ma o co walczyć.
- Jak przygotowywałeś się do tej walki?
- Z Rogerem Bloodworthem miałem bokserskie treningi, a później trening siłowy z Tylorem Woodmanem. Dzięki temu mam więcej masy mięśniowej i silniejszy cios. Moi partnerzy sparingowi Derrick Rossy i Bobby Gunn narzekali, że za mocno ich biję (śmiech). Roger też mówi, że czuje, iż mam silniejszy cios. Najważniejsze, że nie dokuczają mi żadne kontuzje. Jestem gotowy na sto procent.
- Nad czymś ostatnio szczególnie pracowałeś?
- Nad poprawą techniki. Właściwie robimy to od początku naszej współpracy z Rogerem. Boks to mozolna i ciężka praca, tylko dla wytrwałych. Teraz cała trudność polega na tym, by to, czego się nauczyłem w sali treningowej, przenieść na ring. Mam też w zanadrzu kilka nowych sztuczek.
- W Stanach walczy coraz więcej polskich pięściarzy, konkurencja rośnie.
- I bardzo dobrze. To dowód, że polska szkoła boksu jest bardzo dobra. Każdy, kto tu przyjeżdża, musi jednak zdawać sobie sprawę z tego, że tu nic nie ma za darmo i na każdy kawałek chleba trzeba ciężko pracować. A konkurencja jest ogromna, z całego świata.
- Andrzej Gołota pierwszy przetarł amerykańskie bokserskie ścieżki. Później ty. Czy jest szansa na wasz rewanż?
- Nie zapowiada się na to. Z tego co wiem, to on powoli kończy karierę. Po walce z nim powiedziałem sobie, że z rodakami więcej już nie będę walczył.
- Z kim się zmierzysz w takim razie w kolejnej walce?
- Nie wiem jeszcze, na pewno 16 czerwca stoczę pojedynek w Prudential Center w Newark, później jesienią jeszcze jedną walkę. A w 2013 chciałbym stoczyć walkę o mistrzostwo świata, by mieć trzeci pas czempiona, na który mam miejsce na ścianie. A jak się na coś uprę, to nie popuszczę, taki już ze mnie jest uparty góral!