Po nieszczęśliwym nokdaunie Sołdra trafił do szpitala w Warszawie. Chciał być jednak operowany w rodzinnym Nowym Sączu. - Wszystko trwało, na nodze pojawił się obrzęk i miejsce podeszło wodą. Musieli mi ją wypompować, smarowali jakimiś maściami które okropnie piekły. Dwa tygodnie po walce miałem operację, a trzy dni później rozpocząłem rehabilitację - wspomina Sołdra. Wówczas nie wiedział, że potrzebny będzie drugi zabieg. - Miałem wrócić w październiku, zacząłem trenować, mając śruby w nodze. Lekarz mnie nie zrozumiał, bo spytałem, czy mogę już ostrzej ćwiczyć. Odparł, że tak, ale chyba nie wiedział, co to dla mnie znaczy ostry trening. Przycisnąłem za mocno i złamała się jedna ze śrub - opowiada Sołdra.
Zobacz: Mike Mollo: Jak wygram z Zimnochem, to dawajcie mi Artura Szpilkę!
Bokser miał ich w nodze siedem. Sześć krótszych w kości strzałkowej, na której była specjalna opaska, i jedną dłuższą, wkręconą w kość strzałkową i piszczel. - I to ona się złamała. Jedna część została w piszczelu. Żeby ją wyciągnąć, trzeba było rozwiercić kość z drugiej strony, więc miałem dziurę na wylot. To był sierpień. Znów pojawił się ból, cierpienie, cofnąłem się z leczeniem. Dwa tygodnie chodziłem o kulach.
Teraz walka o powrót do zdrowia dobiega końca. - Bólu nie czuję, tylko jak rano wstaję, to muszę zrobić kilkanaście kroków, żeby tę nogę rozchodzić. Psychicznego urazu nie mam, nie siedzi mi w głowie to, że coś znowu może się stać, bo gdyby siedziało, to nie byłoby sensu boksować. Wiem, po co będę w Legionowie, i pokażę, że po ciężkim urazie można od razu wygrać w dobrym stylu - podsumowuje pełen optymizmu Sołdra. W Legionowie walką wieczoru będzie starcie Krzysztofa Zimnocha z Mikiem Mollo.