„Super Express”: - Byłeś na wczasach w Dubaju, ale podobno tam cię niepokojono telefonami z Polski, bo poszła plotka, że masz wrócić na ring. Ile w tym było prawdy?
Dariusz Michalczewski: - Nie było żadnej prawdy, tylko kłamstwo. To chodzi o walkę z Tomkiem Adamkiem? Nikt ze mną na ten temat nie rozmawiał.
- Czyli na ring nie wracasz. Ale wraca Twój kumpel Władimir Kliczko. Sugerował na twitterze, że wróci w wieku 44 lat, cena którą wyznaczył za powrót to 100 milionów dolarów. Co o tym sądzisz?
- Zależy z kim miałby boksować. Jeśli z Wilderem czy Joshuą to widzę to bardzo czarno. Nie wierzę, żeby za walkę z byle kim dostał 100 mln dolarów.
- Teraz z innej beczki. Znany amerykański dziennikarz specjalizujący się w boksie Mark Kriegel rozmawiał niedawno z Oscarem De La Hoyą, który też chce też wrócić na ring. Oscar powiedział mu, że nigdy nie stoczył ulicznej walki. A jak to było z tobą?
- Od tych walk ulicznych zaczęła się moja kariera bokserska. Kiedyś takie to były czasy, w Gdańsku, w Polsce, że silniejszy przeżywał. Zdarzyło się, że toczyłem w szkole parę walk dziennie, do 6-7 klasy. Później, gdy zacząłem boksować, to trenerzy zaczęli mnie dyscyplinować, tłumaczyć, że nie można używać pięści na ulicy.
Fury vs Joshua o krok! Kontrakt wartości 200 MILIONÓW
- No i przestałeś używać w szkole pięści?
- Tak. Jak jesteś cwaniakiem, kozakiem możesz kogoś ograć i nawet go nie dotknąć. Chociaż parę skarg jeszcze na mnie było, ale to były sporadyczne rzeczy.
- A jak to było potem, w trakcie zawodowej bokserskiej kariery. Chyba czasami cię zaczepiali…
- Ale to było zanim zostałem mistrzem świata. Pamiętam kiedyś w Mannheim była awantura na starym mieście, walka wszyscy na wszystkich, po pijaku. Nap... się z Turkami, innymi. Była sobota wieczorem, po dyskotece. Ale niemiło to wspominam, zawsze wiązało się to ze stresem.
- Furorę robi teraz Ryan Garcia. 8 milionów osób śledzi go na Instagramie, kreowany jest na następną wielką gwiazdę boksu. A opowiadał, że jako dzieciak był prześladowany w szkole, sąsiedztwie. Dali mu spokój jak przeciwstawił się większemu, tyranowi…
- Ja w szkole byłem małym łobuzem. U mnie boks zawsze był w rodzinie. Oglądałem go na Gedanii, w Stoczniowcu, Wybrzeżu. Chodziłem na mecze z tatą, wujkami. Boks miałem we krwi.
Cieślak wraca na ring! Wiemy, kiedy kolejna gala Polsat Boxing Night
- Teraz największą karierę w boksie robią czempioni, którzy nie tylko wygrywają w ringu, ale są najpopularniejsi w internecie. Jak wspomniany przeze mnie Garcia. Jak ty byś się odnajdował w takich czasach?
- Tak było zawsze. U mnie w grupie było tacy zawodnicy, jak Grigorjan, Gomez, Kovacs czy paru innych. Byli wspaniałymi bokserami, ale na ich walki nie przychodziło nawet tysiąc osób. A na Darka Michalczewskiego były wyprzedane wszystkie bilety już na drugi dzień po ogłoszeniu jego walki. Dlatego, że ja byłem duszą towarzystwa, bawiłem się z kibicami, poznawałem wszystkie gwiazdy. Gdyby wtedy był Instagram, to podejrzewam, że miałbym na nim ze 20 milionów śledzących.
- Osiągnąłeś wielki sukces sportowy i finansowy. Czy często w związku z tym spotykałeś się z zazdrością? Wspomniany prze mnie Oscar De La Hoya opowiadał, że miał z tym problem. Nawet koledzy tak mu zazdrościli sukcesu, że gdy się zjawił w swojej szkole to obrzucili go jajkami…
- Ja większą karierę zrobiłem w Niemczech, pod niemieckim hymnem stoczyłem większość walk. Tam był wielki szacunek do ludzi sukcesu. Byłem tam panem i władcą. Ale tego nie brałem za bardzo do serca. Walczyłem po to, żeby wygrać i zarobić kasę.
Rozmawiał Andrzej Kostyra
Cała rozmowa na Kostyra SE
WIELKIE ZMIANY w życiu Kamili Wybrańczyk. Narzeczona Artura Szpilki wszystkim pochwaliła się w sieci