- Jak nastrój przed polską walką stulecia?
- Super. Na razie w ogóle o tym nie myślę. Tylko czasem mi się przypomina o Adamku i wtedy żałuję, że to jeszcze kilka dni. Relaksuję się w Wiśle i jest pięknie. Czyste górskie powietrze, cisza i spokój. Ale to tylko chwila, potem do Łodzi, do roboty.
- Ta robota to walka z Tomaszem Adamkiem. Czego się pan spodziewa?
- Zwycięstwa. Tylko dlatego zgodziłem się na pojedynek. Gdybym nie wierzył w wygraną, zostałbym w domu, żeby oglądać mistrza świata Tomka Adamka w telewizji.
- Nie boi się pan tego pojedynku?
-A czy ja wyglądam na przestraszonego faceta?
-A nie obawia się pan porażki?
- Szczerze? Nie ma takiej opcji. Boże! Przegrać z Adamkiem - ale to byłby wstyd...
- Wczoraj w "Super Expressie" pisaliśmy o tym, jak wasza przyjaźń zmieniała się w niechęć. Czym najbardziej panu podpadł Adamek?
- Wszystkim po kolei. Nigdy nie byliśmy przyjaciółmi, tylko kolegami. Ale wygląda na to, że wyhodowałem żmiję na własnej piersi. Ja mu pomogłem, a on się tak zrewanżował... Wiele smrodu narobił...
- Ale czym najbardziej podpadł? Samym faktem wyzwania pana na pojedynek, słowami o dziwkach czy...
- Tych dziwek to mu nie daruję! Właśnie za to będę go w sobotę lał po gębie! Przepraszam... Mistrzowi świata należy się szacunek. Będę go lał po twarzy...
-Czy właśnie niechęć do Adamka była pana motywacją? Czy dlatego zgodził się pan na tę walkę?
- No, podpadł mi i dostanie za to po buzi. Czy to dobra motywacja?
- A nie chodziło o pieniądze?
- Proszę cię! Tu nie ma żadnych pieniędzy! Prawdziwą kasę to ja zarabiałem kiedyś, za wielkie walki w Stanach. Teraz są tylko drobne kwoty. Zresztą, ja jestem mały misio przy Adamku. On jest mistrzem i na pewno dostaje dużo większe honorarium. Ja jestem tylko na dokładkę. To on jest wielkim czempionem...
- Ale to pana nazwisko przyciąga kibiców...
- Serio? Nie, na pewno chcą zobaczyć Adamka.
- Jednak na lotnisku w Warszawie to do pana ustawiały się kolejki chętnych po autograf i wspólne zdjęcia.
- No, rzeczywiście. Czyli może jednak trochę mnie cenią. W końcu od 20 lat coś tam boksuję. Patrz, 20 lat minęło, jak jeden dzień. Kilka fajnych chwil było...
- A w sobotę? Też będzie fajna chwila?
- A co jest w sobotę? A! Jakiś góral do pobicia! No, to chyba fajnie będzie...
- Co chce pan udowodnić tą walką?
- Ja? To Adamek mnie wyzwał, to on ma coś do udowodnienia. Mistrz wzywa, więc staję do walki.
- Adamek liczy, że zwycięstwo nad panem otworzy mu drogę do wielkich walk w wadze ciężkiej...
- No ja mu tego nie będę ułatwiał!
- A na co pan liczy?
- Wiesz, ja po prostu kocham boks i wciąż chce mi się walczyć. Coś mi się wydaje, że jak pobiję Adamka, to parę osób się zastanowi, czy ten Gołota rzeczywiście taki stary i do niczego.
- Walczycie o pas IBF International...
-Poważnie? Nawet nie wiedziałem...
- Tak, a zwycięzca będzie blisko walki o mistrzostwo świata wagi ciężkiej. Myśli pan jeszcze o tym, żeby walczyć o tytuł?
- Nie wiem, może... Chciałbym, ale już chyba za stary jestem. Adamek - to jest przyszłość: młody, zdolny, inteligentny, przebojowy, błyskotliwy, znający języki...
- Bez przesady z tą starością. Do Holyfielda jeszcze trochę panu brakuje.
- Racja. Albo do George'a Foremana. To był gość! Tytuł zdobył chyba koło pięćdziesiątki! To może jeszcze nie wszystko dla mnie stracone?
- Jaką taktykę pan przyjmie?
- Moja taktyka to: wygrać.
- Rywal prawdopodobnie będzie próbował walczyć na dystans, czy pan będzie dążył do klinczu?
- Czemu? Ja też będę go trzymał na dystans i obijał lewym prostym.
- Jak wyglądają pana ostatnie treningi przed walką?
- Gramy z Samem Colonną w szachy (śmiech).
- A tak poważnie?
- Poważnie to w karty. No i trochę tarczujemy i biegamy.
- Czyli żadnej taryfy ulgowej?
- Człowieku! W moim wieku?! Jeden dzień luzu i cała forma bierze w d...!
- Nie ma pan problemów z aklimatyzacją?
- Wczoraj usnąłem dopiero o 4. nad ranem i wstałem koło południa. Ale ogólnie jest OK, to chyba zasługa górskiego powietrza.