Oscarową rolę gra zwłaszcza ten trzeci. Briggs walczył już z jednym z Kliczków - Witalijem - i choć wytrzymał 12 rund, czyste ciosy Amerykanina mogliśmy wówczas policzyć na palcach jednej ręki. Po takim występie nie powinien już nigdy dostać podobnej szansy, ale wobec posuchy w wadze ciężkiej, wciąż pozostaje w ścisłej czołówce rankingu. Przykre, ale prawdziwe.
Zobacz też: Alex Leapai chce obić Kliczkę. Naprawdę?
Leapai wygląda, jakby ktoś jego postać wkleił do scenariusza w ostatnim momencie. Boksuje przeciętnie, fizycznie nie zalicza się do najlepszych, a pojedynek z Kliczką zawdzięcza przypadkowi. Walczyć z Ukraińcem miał Bojcow, ale po porażce z Samoańczykiem - wbrew zapisom kontraktowym - zdecydowano się jednak na pogromcę Rosjanina.
Dla Kliczki zapowiada się więc jeden z najprostszych pojedynków w karierze. Przeciwnika przerasta o 15 centymetrów. Różnica zasięgu ramion jest jeszcze większa. Biorąc pod uwagę zwinność mistrza świata, siłę ciosu: stawiamy na trzy rundy i krew na ringu.
Podobne zakończenie pasować będzie do rozwijającej się historyjki. Potężny Kliczko miażdży kolejnych słabeuszy, ale oto pojawia się wybraniec. Shannon Briggs. Ostatni sprawiedliwy wagi ciężkiej nie zgadza się na ukraińską dominację, przynosi na konferencję prasową ciasto, proponuje milion dolarów trenerowi Władimira i wspomina, że ma wielu rosyjskich przyjaciół. Tylko czekać na przyjęcie wyzwania przez mistrza.
Czyli o tym jak połączyć politykę międzynarodową z obijaniem twarzy, a wszystko to w towarzystwie milionów dolarów. Wciąż tylko nie rozumiemy: co tam robiło to ciasto?