Grzegorz Proksa odpoczywa w rodzinnym domu w Węgierskiej Górce po najtrudniejszej walce w karierze. Powoli dochodzi do siebie po pierwszej porażce na zawodowych ringach (po 26 zwycięstwach). - Przyjmuję to na klatę. Sam jestem sobie winien, nie chcę szukać tanich wymówek - przyznaje bokser. - Od zderzenia głowami w 2. rundzie nic nie widziałem na lewe oko. Bałem się, że sędzia zaraz przerwie walkę z powodu kontuzji i przegram przez techniczny nokaut. Cały mój plan taktyczny wziął w łeb. Walczyłem z Brytyjczykiem, sędziowali brytyjscy sędziowie. Ale ja zawsze boksuję na wyjeździe, jestem do tego przyzwyczajony.
W kontrakcie na walkę Proksy z Hope'em jest zapis o obowiązkowym rewanżu w przypadku porażki Polaka. - Chcę z nim znowu walczyć, bez względu na stawkę. To dla mnie teraz sprawa osobista - mówi "Super G". - Wiem, że jestem od niego lepszy, i udowodnię to w rewanżu.