"Super Express": - Ile razy obejrzałeś ostatnią walkę z Radczenką?
Krzysztof Głowacki: - Kilka razy, żeby ją przeanalizować, ale... żałuję, bo nie da się tego oglądać. Najchętniej wymazałbym ją z pamięci.
- To był twój najsłabszy występ w karierze?
- Nie, gorszy był w walce z Taylorem Mabiką w 2013 r. Wygrałem wtedy jednogłośnie na punkty, ale w ringu nie byłem sobą, miałem takie kryzysy, że chciałem się położyć na macie. Po kilku jego ciosach ledwo stałem na nogach.
- Głupio byłoby, gdyby przed własną publicznością taki słaby występ się powtórzył.
- Na pewno tak nie będzie, czuję ringową złość, tak jak dawniej. W trzech ostatnich walkach tego nie było. Jestem nakręcony, bo na trybunach będzie mnóstwo moich przyjaciół, znajomych i cała rodzina. Wałcz to moje miejsce na ziemi i muszę tam pokazać się z dobrej strony.
- Ominęły cię poważniejsze urazy?
- Mam pamiątkę po jednym ze sparingów, pięć szwów pod lewym okiem, ale to nie będzie problemem. Najważniejsze, że nogi i łapy są całe.
- Po walce z Radczenką czekał cię rozwód, to chyba wpłynęło na twoją formę...
- Poznałem wiele osób, które twierdziły, że nie przeżywały rozwodu. G... prawda, każdy to przeżywa. To był jeden z najgorszych okresów w moim życiu, nikomu tego nie życzę. Zamiast skupić się na walce, myślałem o tym, co powiem w sądzie. Tragedia. Wpadłem w depresję...
- Czym się objawiała?
- Nic mi się nie chciało, nie czułem motywacji do czegokolwiek. Było mi wszystko jedno, także na treningach. Bardzo pomógł mi wtedy trener Łapin, z którym odbyłem poważną męską rozmowę, oraz moja narzeczona Ania, która codziennie mnie wspierała, mówiła, bym wyrzucił to z siebie. Gdybym dusił to w sobie, byłoby już po mojej karierze. A pewnie gdyby nie ona, to tak bym robił.
- Teraz "Główka" już czysta?
- Na szczęście tak. Rozwód jest sprawą zamkniętą, to i głowa wróciła do normy. Najważniejsze dla mnie jest to, że mam superkontakt z dzieciakami. Wiem, że mam dla kogo żyć, walczyć i wygrywać.
WYNIKI NA ŻYWO - sprawdź na kogo warto postawić
Tabele i statystyki z 16 dyscyplin