"Super Express": - Ale dałeś się zaskoczyć...
Krzysztof Głowacki: - Ja już po ważeniu mówiłem, że będzie to trudny pojedynek. Znałem Siergieja ze wspólnych sparingów, nie leży mi stylowo i dlatego tak to wyglądało.
- Co się stało w piątej rundzie?
- Zagapiłem się, opuściłem łapy i padłem. Nie posłuchałem trenera, który mówił, bym trzymał prawą rękę wyżej.
- To był tak mocny cios jak w walce z Marco Huckiem, kiedy też leżałeś na deskach?
- Nie, był dużo lżejszy. Jak dostałem od Hucka, to kompletnie nie pamiętałem tamtej rundy. Tutaj miałem wszystko pod kontrolą, w siódmej rundzie walczyło mi się już doskonale, a w ósmej w ogóle nie czułem zmęczenia. Widocznie muszę paść, by zacząć lepiej boksować.
- Padłeś też chwilę wcześniej w piątej rundzie, ale sędzia cię nie liczył...
- Oczywiście, padłem po ciosie i powinno być liczenie, jednak sędzia myślał, że się poślizgnąłem. Później przyjąłem niepotrzebnie jeszcze kilka ciosów, wywróciłem się jeszcze raz i sędzia nie miał już wątpliwości.
- Walkę zakończyłeś bez kontuzji?
- Niestety, ciągle coś doskwiera mi w prawej ręce i dlatego ona cały czas opada. Jednak nie jest źle, nie jest to mocny ból.
- Jakie masz teraz plany?
- Praktycznie mógłbym od razu wrócić na salę treningową, ale zrobię sobie tydzień wolnego, odwiedzę córeczki w Wałczu i później wracam do treningów. Mam dużo do poprawienia.
- A plany sportowe?
- Chciałbym się zmierzyć z Ukraińcem Maksymem Własowem (32 l., 42-2, 25 k.o.). Jest wysoko w rankingach (WBC - 3, WBA - 3, IBF - 6, WBO - 2 - red.) i marząc o odzyskaniu tytułu mistrza świata, muszę podnosić sobie poprzeczkę wyżej. Wcześniej wystąpię pewnie na gali w maju lub czerwcu.
ZOBACZ: Legenda polskiego boksu nie żyje. Olimpijczyk przegrał walkę z chorobą