10 listopada Wach stoczył heroiczny bój z Kliczką o mistrzostwo świata wagi ciężkiej WBA, IBF i WBO. Zainkasował 274 ciężkie ciosy, ale wytrzymał 12 rund, czemu dziwił się nawet sam Kliczko.
- Wytrwałem, a teraz Niemcy twierdzą, że jeśli komuś się to udało, to musi być z nim coś nie tak. Pojawiają się teorie spiskowe. Najpierw doping, potem kwestia nieprawidłowych rękawic. Dziwne to wszystko - twierdzi Wach.
Zapytany przez nas, czy może z ręką na sercu powiedzieć, że nigdy nie brał sterydów anabolicznych, których obecność w jego organizmie wykazało badanie próbki A, odpowiada bez wahania. - Tak. Daję słowo, że świadomie żadnych sterydów i niedozwolonych środków nie brałem. Jestem sportowcem i wiem, czym to grozi. Od tylu lat trenuję boks, jestem badany po każdych zawodach i nigdy wcześniej niczego u mnie nie wykryto.
Czy możliwe jest, że Wachowi sterydy podał ktoś z jego otoczenia? - Tego nie chcę komentować - ucina bokser, ale jeśli faktycznie jest niewinny, inny scenariusz wydaje się nie wchodzić w grę. Nieoficjalnie słychać, że zawinić mógł spec od przygotowania fizycznego i suplementacji, a sam Wach wspominał, iż nie zwracał uwagi na odżywki, które dawkował mu trener Juan De Leon.
Nieprawdopodobna, wprost bajkowa, wydaje się teoria, że w dopingowej aferze maczał palce obóz Kliczków, a za wszystkim stoi niemiecki "Bild", który tylko szuka sensacji. - Słyszałem dużo historyjek o różnych walkach o tytuł i myślałem, że to tylko takie gadanie. Teraz sam nie wiem, co myśleć. Jestem w stanie uwierzyć chyba we wszystko - mówi smutny Wach.
Czy to koniec kariery giganta z Krakowa? - Po wybuchu afery nie spałem całą noc. Miałem mnóstwo czasu do namysłu, więc przemyślałem już chyba wszystkie warianty. Wierzę, że moja dyskwalifikacja nie będzie jednoznaczna z zakończeniem kariery - dodaje Wach.