Wolak (28-1, 18 k.o.) nosi przydomek "Wściekły Byk". I jak wściekły byk ruszył na faworyzowanego Foremana (28-1, 8 k.o.). Izraelczyk, mieszkający na stałe w Nowym Jorku, został zepchnięty do obrony, Wolak zasypał go lawiną ciosów, nie dał chwili oddechu. W końcu nowojorski rabin (kończy już studia przygotowujące go do tej religijnej pracy) załamał się i nie wyszedł do siódmej rundy.
Popłakał się w ringu
- To nie była moja noc, słabo się czułem, nie byłem mentalnie przygotowany do tego pojedynku - tłumaczył się Foreman.
Wolak, który nie był faworytem tej walki, popłakał się ze szczęścia w ringu, gdy sędzia ogłosił jego zwycięstwo. - Kilka razy Foreman zranił mnie swoimi podbródkowymi, ale wierzyłem, że w końcu go złamię. I udało się. Ja zawsze idę w ringu na wojnę, w tym jestem najlepszy - mówił "Wściekły Byk" po walce dziennikarzowi Showtime.
Trenuje jak szalony
7247 widzów w MGM Grand w Las Vegas zgotowało Wolakowi owację. - Nie należę do najszybszych bokserów, nie jestem najlepszy technicznie. Ale pracuję jak szalony - wyjaśniał Wolak tajemnicę swojego sukcesu.
Świat teraz stoi otworem przed Wolakiem, który miłość do boksu odziedziczył po ojcu - ćwiczył on pięściarstwo w Stali Mielec u trenera Tytela. Być może jeszcze w tym roku "Wściekły Byk" zdobędzie mistrzostwo świata. Jak na chłopaka z Polski pracującego na budowach w Nowym Jorku, byłoby to wspaniałe osiągnięcie.
Zbikowski też nokautował
Przed Wolakiem wystąpił w MGM Grand Tommy Zbikowski (26 l., waga ciężka). Na co dzień jest gwiazdą amerykańskiego futbolu, gra na pozycji safety (ostatni stoper) w zespole Baltimore Ravens, który był bliski w tym roku awansu do Super Bowl. Zbikowski znokautował swojego rywala Richarda Bryanta w pierwszej rundzie. Było to jego drugie zwycięstwo na zawodowych ringach (na amatorskich miał bilans 75-15).