Dyskusja na temat freak-fightowych gal w Polsce rozgorzała jeszcze bardziej po tym, co niedawno stało się w Gdańsku. W trakcie High League 3 doszło do bijatyki na trybunach i przed halą, gdzie zorganizowano gale. Organizatorzy podjęli decyzję, że ostatnia zaplanowana przez nich walka ze względów bezpieczeństwa nie dojdzie do skutku i odbędzie się w późniejszym terminie. Swoje zdanie na temat freak-fightów postanowił wyrazić również znany polski bokser, Mateusz Masternak. Były mistrz Europy nie ukrywa swojego negatywnego nastawienia do tego typu wydarzeń i wyraził żal, że ludzie wolą płacić celebrytom i influenserom zamiast zawodowcom.
Mateusz Masternak uderza we freak-fighty
Masternak obecnie przygotowuje się do eliminatora federacji IBF, w którym zmierzy się z Jasonem Whateleyem w wadze junior ciężkiej. Zwycięzca tego starcia zmierzy się z lepszym z dwójki Mairis Breidis (obecny mistrz) – Jai Opetaia. Utalentowany bokser nie ukrywa swojego żalu, że fani wolą oglądać pół-amatorskie walki celebrytów, zamiast starć zawodowców. – Kibice bardziej pasjonują się jakimiś śmiesznymi galami, gdzie walczą ludzie niemający żadnego pojęcia o walce. Gdyby zamiast tego kupili PPV na moją walkę, czy moich kolegów po fachu, to moglibyśmy zrobić taki eliminator w Polsce. To mnie trochę boli – powiedział Masternak w rozmowie z bokser.org.
– Kibice do mnie często mówią czy piszą: "Mateusz, ty to jesteś gość, facet z klasą, zawsze z szacunkiem do rywala, nikogo nie obrażasz, tylko robisz swoją robotę". Niestety z perspektywy czasu nie wiem już, czy odbierać to jako komplement, czy wręcz wadę? – zastanawia się Masternak, bo duża popularność wspomnianych walk bierze się najczęściej z konfliktów między zawodnikami. – Bo potem ten sam kibic kupuje PPV na "walki" ludzi, którzy właśnie wygadują głupoty i robią z siebie idiotów. Bo wygląda to trochę tak, że dziś najlepiej narobić trochę "błota", powyzywać kogoś, a jeśli ktoś jest grzeczny, to uważa się go za kogoś nudnego. Najlepiej sprzedaje się głupota – zakończył ostro Masternak.