Balski wrócił do ringu dokładnie po 581 dniach nieobecności. W tym czasie przeszedł cztery operacje, a wokół niego toczył się spór kontraktowy między promotorami. Ostatecznie Andrzej Wasilewski z grupy Knockout Promotions i Mariusz Grabowski z Tymexu porozumieli się i powrót Balskiego do ringu stał się możliwy.
Nie był to jednak powrót, o którym Balski by marzył. Od razu było widać, że pięściarz z Kalisza jest „zardzewiały” i spięty, a Kubiszyn sprawił mu ogromne problemy. Były kickbokser po kilku celnych bombach mocno uwierzył w siebie i próbował dążyć do nokautu, jednak zabrakło mu czasu. Balski znów „pływał” przy linach i podnosił ręce jak w walce z Radczenką, jakby chciał pokazać, że nic mu nie jest. W istocie był jednak zraniony i może się cieszyć, że walka trwała tylko 6 rund.
- Miało być tak pięknie… - mówił Balski tuż po zejściu z ringu: - Chciałem pójść na konkretną awanturę, ale z tyłu głowy miałem wciąż słowa trenera Łapina, który powtarzał mi od miesiąca, żebym się nie bił, tylko boksował – tłumaczył Adam.
Pięściarz z Kalisza komplementował po walce swojego rywala: - Mateusz to chłopak z charakterem. Widać, że jest w ulicznych awanturach jest dobry. Poszedłem z nim na kilka wymian, ale ostatecznie chyba dobrze, że posłuchałem trenera. Po weekendzie wracam na salę i spróbuję poprawić błędy. Teraz chcę jak najwięcej sparingów, by jak najwięcej się nauczyć – podsumował Balski.
SKANDALICZNA punktacja w walce Stępień-Matyja 2. Sędzia pomylił narożniki?