Do irlandzkiego Enniscorthy Sołdra udał się za namową brata. - Zadzwonił i powiedział, żeby przyjeżdżać, bo jest praca. Pracowałem po dziesięć godzin dziennie, a wieczorami chodziłem na bokserskie treningi. W rzeźni zajmowałem się rozbiorem mięsa, z chłopakami czasem żartowaliśmy, że powinienem poćwiczyć na wiszących tuszach, tak jak Rocky w słynnym filmie - śmieje się bokser z Nowego Sącza.
W Irlandii stoczył około 50 walk. - Wygrałem jakieś 40 pojedynków. Ale w rekordzie miałem tylko około 25 walk, bo jako obcokrajowiec przez pierwszy rok nie mogłem toczyć oficjalnych pojedynków. Potem brałem nawet udział w mistrzostwach Irlandii, doszedłem do ćwierćfinału. Ciężko było boksować z miejscowymi, bo sędziowie punktowali zawsze dla nich, więc trzeba było ich nokautować - dodaje z uśmiechem Sołdra.
Wszystko odmieniło się w 2011 roku. - Zadzwonił trener Jerzy Galara i spytał, czy nie chcę powalczyć jako zawodowiec. Przyjechałem do Polski i rok temu w październiku zaliczyłem debiut. Po dwóch walkach wróciłem do Irlandii, tam wciąż pracowałem i trenowałem. Teraz jednak na stałe wróciłem do kraju i stawiam na boks, w maju podpisałem pierwszy zawodowy kontrakt. Mam już swoje lata, nie mam czasu na małe kroczki. Muszę stawiać duże, aby moja kariera szła naprzód. Przecież jak każdemu marzy mi się zdobycie mistrzostwa świata - mówi Sołdra, który w sobotę w Kopalni Soli w Wieliczce skrzyżuje rękawice z Brytyjczykiem Rickym Dennisem Powe'em (26 l.).
Rywal jest dla niego wielką niewiadomą. - Szukaliśmy informacji na jego temat, walk na wideo, dzwoniliśmy gdzie się dało, na próżno. Ma jednak dobry bilans - 8 wygranych i żadnej porażki. Na pewno wchodząc do ringu, poczuję dreszczyk emocji, ale nie pozostaje nic innego, jak wygrać - podsumowuje "Irlandzki Rzeźnik".