Zeznałem co widziałem jako komentator tej walki w telewizji (wspólnie z Jurkiem Kulejem) i co słyszałem rozmawiając w Atlantic City z "Pershingiem". A widziałem, że Kolikowski skakał z radości gdy w pierwszej rundzie Gołota posłał Granta dwa razy na deski. Można to nawet dzisiaj zobaczyć w telewizyjnej relacji z tej walki dostępnej w internecie. "Pershing" w białej koszuli skacze do góry i podnosi triumfalnie pięść. W drugiej ręce trzyma bukiet czerwonych róż (to też widać).
Andrzej Gołota posłał na deski Michaela Granta już w I rundzie. W czerwonym kwadracie zaznaczony "Pershing"
(Fot. Youtube)
Ten bukiet czerwonych róż, przygotowanych dla Gołoty, "Pershing" złamał po przegranej przez Andrzeja walce, raniąc sobie kolcami dłonie. Byliśmy tego świadkami z Kulejem, wiele razy wspominaliśmy ten epizod. Dlaczego "Pershing" miałby skakać z radości gdy Gołota był o krok od wygranej z niepokonanym Grantem, a on od przegrania u bukmacherów 3 milionów dolarów postawionych na wygraną Granta? To się kupy nie trzyma, bo co jak co, ale "Pershing" pieniądze potrafił liczyć
Michael Grant i Andrzej Gołota
(Fot. EastNews)
Dlaczego "Pershing" łamał wściekły róże, skoro – jak twierdzi "Masa" - zarobił z kumplami kilka milionów dolarów, bo akurat Gołota podłożył się Grantowi? Też się kupy nie trzyma. Powinien się cieszyć. Poza tym "Pershing" odpowiedział w przeddzień walki na moje pytanie, czy postawił jakieś pieniądze na wygraną Gołoty? - Tak, 60 tysięcy dolarów. Lepszy kurs niż w Atlantic City był w Las Vegas i dlatego tam obstawiliśmy - mówił. Wszystko to układa się w logiczną całość świadczącą o tym, że Gołota nie podłożył się Grantowi. Przegrał, bo w 10 rundzie dostał mocny cios prawą pięścią Amerykanina i padł na matę, a potem poddał się prowadząc zdecydowanie na punkty: 86-81, 87-80 i 85-83.
Jarosław "Masa" Sokołowski
(Fot. Super Express)
Przez wiele lat intrygowało mnie dlaczego Gołota poddał się prowadząc zdecydowanie na punkty. I o to samo pytał sędzia na rozprawie. Odpowiedziałem, że nie wiem. Jeszcze kilka miesięcy temu rozmawiałem o tym z Andrzejem. Podtrzymywał to co mówił bezpośrednio po walce, że wydawało mu się, ze przegrywa, nie ma szans na zwycięstwo. Chyba był jedynym w Trump Taj Mahal, który tak myślał. Ale Andrew Gołota zawsze był nieodgadniony, nieprzewidywalny. Jeśli moje zeznania nie pogrążyły "Masy", to chyba zrobił to znany jasnowidz Krzysztof Jackowski, który zeznawał w sądzie przede mną. Był on w Atlantic City z "Pershingiem", na jego zaproszenie. "Pershing" zaprosił go z wdzięczności, bo najpierw przepowiedział kto ukradł jego luksusowy samochód (facet który miał wytatuowanego pająka na ręce, to już wystarczyło), a potem, że będzie na niego zamach (co zresztą można przewidzieć nie będąc jasnowidzem). "Pershing"się przestraszył tej prognozy, jego samochodem zaczął jeździć kierowca. I zamach faktycznie był, kierowca przeżył, a "Pershinga" w samochodzie wtedy nie było.
Jasnowidz Krzysztof Jackowski
(Fot. Super Express)
Jackowski był świadkiem dwóch przeszukań bagażu "Pershinga" i towarzyszących mu osób. Najpierw na lotnisku w Los Angeles, a potem po opuszczeniu lotniska na Okęciu. I w jednym i w drugim przypadku nic nie znaleziono. A te miliony dolarów które rzekomo mafiosi z Pruszkowa mieli zarobić na podłożeniu się przez Gołotę Grantowi i przemycić do Polski, ważyłyby, w samych setkach… 70 kilo – jak obliczyli adwokaci Gołoty.
Michael Grant - Andrzej Gołota
(Fot. EastNews)
Wydaje się, że „Masa” ma świadomość, iż nie ma szans na udowodnienie Gołocie, że podłożył się Grantowi i przeciąga proces. W ubiegłym tygodniu znów nie stawił się w sądzie (reprezentowała go młoda, ładna aplikantka adwokacka, ale niezbyt zorientowana w temacie). Nie stawił się również żaden z powołanych przez niego świadków.