Jeszcze kilka miesięcy temu fani Sylwestra Wardęgi oswajali się z myślą, że "Przywódca Watahy" znika z przestrzeni medialnej i zawiesza karierę na YouTube. Ten niespodziewanie powrócił jednak tuż przed galą FAME 22 na PGE Narodowym, publikując film na Michała Barona i doprowadzając do trzęsienia ziemi w federacji FAME, która zakończyła się usunięciem Boxdela z szeregów organizacji, co potwierdził w wywiadzie z "Super Expressem" prezes Krzysztof Rozpara. Od tego czasu Wardęga znów regularnie prowadzi transmisje na żywo, w których m.in. komentuje bieżące wydarzenia ze świata freak fightów oraz internetu. Podczas jednego z ostatnich live'ów, postanowił on powiedzieć nieco więcej o swoich zarobkach, zachęcony wywiadem Wojciecha Goli z Mateuszem Kaniowskim. Okazuje się, że nawet w jego mniemaniu, zarabia on bardzo duże pieniądze na swojej działalności.
- (...) Lepiej być sobą i tyle, nikogo nie udawać. Wtedy nie trzeba się wstydzić, jak wychodzi prawda. Czy ja jestem biznesmanem? Wydaje mi się k***a, że nie. Czy dobrze zarabiam? No bardzo. Czy na to zasługuję? Nie. Czy wkładam tyle pracy w to, że tyle zarabiam? Czy to jest adekwatne? Nie, ale być może chodzi o to, że po prostu 12 lat to budowałem. Może o to chodzi, ale nie udaję przynajmniej. - wyznał podczas transmisji Wardęga, rzucając nowe światło na jego wynagrodzenie.
Same przychody Wardęgi z publikacji materiałów na platformie YouTube mogą być bardzo wysokie, bowiem osiągają one astronomiczne wyświetlenia. Pierwszy film po jego powrocie, skierowany w Michała Barona został do tej pory obejrzany 4,5 mln razy. Materiał "Mroczna tajemnica Stuu i YouTuberów", który rozpoczął aferę "Pandora Gate" z kolei uzyskał 10 mln wyświetleń. Ostatnie filmy publikowane przez Wardęgę średnio osiągają ponad milion odsłon. Do tego dochodzą jeszcze "donejty", jakie ten otrzymuje podczas transmisji na żywo.
Listen on Spreaker.