Zbiórkę prowadzi Fundacja Dzieciom "Zdążyć z Pomocą", a pomóc może każdy - wystarczy >>>KLIKNĄĆ TUTAJ<<< i dokonać wpłaty. Liczy się każda złotówka!
"Super Express": - Jeszcze przed narodzinami wiedzieliście, że będą problemy?
Daniel Omielańczuk: - Pola i Marcysia to bliźniaczki jednojajowe. Problem pojawił się już w 10. tygodniu ciąży. Teraz nie pamiętam jak to się nazywa fachowo, to jedna podjadała drugą. Nasza lekarz prowadzącą powiedziała, że jak dziewczynki przeżyją do 16. tygodnia, to będzie jak wygrana w totolotka. Udało się i wtedy żona pojechała do Gdańska. Tam miała przejść zabieg, w którym było do wyboru - albo ratują ci jedno dziecko, albo próbują ratować oba. W dniu zabiegu okazało się jednak, że te podjadanie się cofnęło i wróciliśmy do Warszawy.
- Co było dalej?
- W 25. tygodniu ciąży żona została położona na oddział i codziennie miała robione badanie KTG i raz w tygodniu USG. Nawet się poprawiło, przyszedł ordynator na oddział, powiedział, że się poprawiła i dodał, że w takim razie tym razem USG nie robimy. Żona była tym zaskoczona. Na korytarzu spotkała panią lekarz prowadzącą, ona jej zrobiła USG, okazało się, że popsuły się przepływy tętnicze i trzeba było szybko wyciągać dziewczyny w 30. tygodniu.
DRAMAT czołowego polskiego zawodnika MMA. Pomóż jego CHOREJ córce
- Komplikacji w trakcie porodu nie było?
- Żona miała cesarskie cięcie, a dziewczynki w skali Apgara dostały dziesięć punktów na dziesięć. Szybko się jednak okazało, że to dziecko, które podjada jest słabsze i tak było w przypadku Poli. Po kilku dniach była już pierwsza poważna operacja. Trwała siedem godzin i prawdopodobnie te porażenie dziecięce właśnie wtedy się pojawiło, prawdopodobnie przez znieczulenie. W 9. czy 10. miesiącu życia lekarze potwierdzili chorobę.
- Taka wiadomość to potworny cios dla rodziców.
- Każdy chce, żeby jego dziecko było zdrowe. Wyszło tak, a nie inaczej. Trzeba było zacząć rehabilitację i już wtedy nasi fizjoterapeuci zaczęli nas namawiać, byśmy założyli subkonto w fundacji. Powiem uczciwie, że na początku tego nie chciałem, bo tego nie rozumiałem. Dopiero niedawno mieliśmy z nimi ponownie spotkanie. U Polci się pogorszyło. Na wiosnę dużo wskazywało na to, że będzie chodzić, ale teraz są mniejsze szanse. Wytłumaczyli mi zatem, na czym polega subkonto, że ja nikomu pieniędzy nie będę zabierać i dopiero wtedy to zrozumiałem.
- Odbiór środowiska był kapitalny. Dało to dużego kopa?
- To jest wielka mobilizacja. Powiem uczciwie, że wiedziałem, że będzie duży odzew, ale nie aż tak ogromny. Nie minęło pół godziny odkąd żona udostępniła apel, a miałem mnóstwo wiadomości, nieodebranych połączeń itd. Byłem w mega szoku. Nawet ludzie z Rosji przez kolegów pytali o konto, na które mogą wpłacić. To jest kosmos.
- Walka o życie córki to najtrudniejszy pojedynek?
- W oktagonie jesteś odpowiedzialny za siebie. W życiu też jestem oczywiście odpowiedzialny za córki czy żonę, ale nie na wszystko mam wpływ. We wrześniu, jak Pola skończy trzy latka, będziemy robić rezonans i wtedy będzie wiadomo mniej więcej, w którą stronę to wszystko pójdzie. Na razie umysłowo rozwija się jak normalny dwulatek. Na początku nas straszyli, żebyśmy uczyli się migowego, że nie wiadomo czy będzie mówić i słyszeć. Ale na szczęście fajnie zaczyna mówić, słabiej co prawda niż Marcysia, ale ona z kolei wybiega daleko do przodu niż dzieciaki w tym wieku. Ona okazała się takim dziecięcym wariatem i fajnie, bo ciągnie Polusię do przodu. Na razie jeśli chodzi o głowę, rozumowanie, mowę jest dobrze. Są co prawda problemy ze wzrokiem, miała bardzo dużego zeza i przeszła operację w Krakowie. Ten zez się pomniejszył, ale nie widzi przestrzennie - widzi płaski obraz. Mamy i w tej kwestii opiekę fizjoterapeutów, ale ciężko będzie doprowadzić do stanu, by widziała normalnie tak jak my.
- Ty jednak w przyszłość patrzysz z optymizmem?
- Miałem kiedyś wypadek, po którym też miałem nie chodzić, ale chodzę i powiedziałem sobie wtedy, że nigdy, przenigdy się nie poddam i nie załamię. Gdyby mi ktoś dziś powiedział, że Pola nigdy nie będzie chodzić, to ja i tak będę widzieć pozytywy, będę wierzył, że stanie na nogi. Gorzej ma żona. Ona się poświęciła, siedzi i patrzy na Polę 24 godziny na dobę. Z nikim się nie spotyka, tylko z lekarzami. Myśli tylko o tym. Ale załamywać się nie można. W momencie, gdy ty się załamiesz, to wszystko się sypie. Wtedy dziecku nie pomożesz. Tylko pozytywne myślenie spowoduje, że i dziecko będzie lepiej reagować. Małe dziecko jak czuje niepokój rodzica, to też zaczyna się bać. A jak ty jesteś pozytywnie nastawiony, to dziecko inaczej to odbiera, jest szczęśliwsze i mózg łatwiej się rehabilituje. W domu wszyscy są weseli i Polusia jest w związku z tym radosna i uśmiechnięta. Mimo tego wszystkiego to mega wesołe dziecko.
- Idąc na trening da się chociaż na chwilę zapomnieć o tym, co w domu?
- Tak, przestaję o tym myśleć, odcinam się. Mój mózg odpoczywa od tego, co jest w domu. Na treningu zawsze też ktoś powie coś pozytywnego i wtedy człowiek jest jeszcze optymistycznej nastawiony do życia. Od momentu, gdy żona zaszła w ciążę, spotykaliśmy na naszej drodze lekarzy naprawdę z powołania. Od specjalistów w szpitalach, po fizjoterapeutów i psychologów teraz. To także napędza.
- A jak wyglądają relacje sióstr?
- Na razie kontakt jest bardzo dobry. Marcysia jest taka, że jak np. weźmie coś ze stołu, to weźmie też dla Polusi. Wszystkim się z nią dzieli. Z drugiej strony musimy już Polę przygotować do tego, co będzie, musimy jej kiedyś powiedzieć dlaczego jest tak, a nie inaczej. Dlaczego nie chodzi, a jej siostra jest sprawna, itd. Do tego trzeba też przygotować Marcysię, bo podobno jest tak, że jakbyś dzieci nie wychowywał, to w pewnym momencie rodzeństwo zaczyna się wstydzić brata czy siostry, które jest niepełnosprawne. Raz w tygodniu przychodzi jednak do nas świetna pani psycholog, która powtarza, że im wcześniej się na to przygotujemy, to potem będzie to łatwiej ogarnąć.
- Pomoc psychologa w takich sprawach jest nieoceniona.
- To ogromna pomoc. Człowiek sam nie przygotuje się na coś takiego. Psycholog nam wszystko tłumaczy, wyjaśnia i też przypomina również, że nie możemy Marcysi wszystkim obarczać - że nie może się tylko zajmować Polą, że będzie mieć przecież swoje koleżanki, swoje życie. Pola ma też swój pokój i psycholog powtarza, że nie możemy prosić co chwilę Marcysi by do niej poszła i z nią posiedziała, bo ona tam jest sama. Może się szybko zrazić. Psycholog pomaga dzieciom, ale i nam, byśmy popełniali jak najmniej błędów.
- Chciałbyś na koniec przekazać coś tym, którzy już wam pomogli?
- Chciałbym bardzo podziękować wszystkim, którzy już pomogli. W tak krótkim czasie odzew jest ogromny, przerosło to nasze najśmielsze oczekiwania. Z całego serca bardzo dziękujemy. Będzie dobrze. Na pewno będzie dobrze!