Krzysztof Jotko efektownym zwycięstwem nad Macedończykiem Alenem Amedovskim na gali UFC w Sankt Petersburgu znacznie wzmocnił swoją pozycję. Po serii trzech porażek wrócił na zwycięską ścieżkę i w trakcie walki z Markiem-Andre Barriaultem chciał pójść za ciosem, zgarniając kolejny triumf.
Niestety, zamiast zapowiadanych fajerwerków, fani otrzymali nudne widowisko. Bardzo długo odbywało się ono w klinczu pod siatką, przez co zabrakło grzmotów. Owszem, niektóre ciosy były efektowne, ale kibice zgromadzeni w Edmonton oczekiwali czegoś innego, co okazywali licznymi gwizdami.
Polak spokojnie kontrolował dwie pierwsze rundy, co i rusz punktując przeciwnika kolanami i podbródkowymi. Trzecia runda padła łupem Kanadyjczyka. Sędziowie punktowali walkę dwa razy 29-28 na rzecz Jotki i raz 29-28 dla Barriaulta. Złośliwi fani twierdzili, że Krzysztof więcej energii włożył w... taniec po zwycięstwie niż w sam pojedynek.
Co najważniejsze, zwycięstwem za Oceanem przybliżył się do czołowej piętnastki rankingu UFC w swojej kategorii wagowej. Jotko zapowiadał, że po uchronieniu się przed zwolnieniem z największej organizacji MMA na świecie, teraz chce zostać mistrzem. CZy to mu się uda? Przekonamy się już niedługo!