Adam Małysz

i

Autor: East News Adam Małysz

Adam Małysz skończył 40 lat. Skoczek wspomina swoją karierę

2017-12-02 3:00

W niedzielę stuknie mu "40". A jeszcze tak niedawno Adam Małysz dostarczał nam wielkiej radości, porywał Polaków swoimi fenomenalnymi lotami na nartach. Jubileuszu nie świętuje jako sportowiec, ale jako dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego. Specjalnie dla nas "Orzeł z Wisły" podsumowuje te 40 lat, które minęły jak chwila.

O pierwszym skoku na nartach (1984 r.)

- Na skoczni stworzonej na stoku było nas trzech, wszyscy z zerówki. Jeden drugiemu chciał zaimponować. W pierwszym skoku po lądowaniu wypadłem z butów, które były zbyt duże. Koledzy śmiali się ze mnie, ale pomimo śmiechów chciałem skakać jeszcze. Okazało się, że drzemie we mnie natura wojownika. Niedługo potem wziąłem udział w zawodach na skoczni K11. Znów miałem upadek, ale zająłem drugie miejsce, bo w mojej kategorii wiekowej startowało... dwóch skoczków.

O pierwszym sukcesie międzynarodowym (lokaty 10. i 11. w MŚ 1995)

- Byłem najlepszy na pierwszym treningu. I wtedy rywale zaczęli na mnie patrzeć inaczej niż na chłoptasia, który wziął się nie wiadomo skąd. W kraju nikt nie przypuszczał, że coś takiego może się zdarzyć. A sobie udowodniłem, że jestem na właściwym miejscu. I dostałem impuls, by się rozwijać (w kolejnych dwóch sezonach wygrał trzy konkursy Pucharu Świata - red.).

O załamaniu kariery po ślubie w 1997 r.

- Guzik prawda, co wymyślili gdzieś za granicą, że skoczkowi ubywa metrów, gdy się żeni i gdy rodzi mu się dziecko. Nałożyło się wtedy wiele elementów. Nikt mnie nie nauczył, jak zachowywać się na skoczni, gdy zaczęła rosnąć waga ciała. Przestaliśmy też dogadywać się z trenerem Pavlem Mikeską. Prosiłem trenera o psychologa, a on odpowiedział, że chyba raczej psychiatrę. Na szczęście dostałem wsparcie od rodziny, dzięki czemu nie zrezygnowałem ze sportu i nie podjąłem pracy dekarza, gdy brakowało pieniędzy na życie.

O wzlocie w sezonie 2000-2001

- Uświadomiłem sobie, co jest potrzebne w sporcie, przepracowałem ciężko cały poprzedni rok. Spadła waga ciała, a wzrosła dynamika ruchów. No i trener Apoloniusz Tajner potrafił odpowiednio wszystko zorganizować: program przygotowań, zespół opiekunów... Wiedziałem, że mogę dobrze skakać, a przeszkadzają mi okoliczności. Ale byłem zaskoczony, gdy nadeszły aż tak wielkie sukcesy. A wraz z nimi uwielbienie ze strony kibiców i... bardzo trudny do zniesienia brak swobody w życiu codziennym.

O brakach w kolekcji trofeów

- Nie mogę wskazać najważniejszego sukcesu, liczy się całokształt. Żaden ze skoków nie był bliski ideału. Kiedy myślisz, że skoczyłeś idealnie, to znaczy, że pozjadałeś rozumy. Zabrakło mi olimpijskiego złota. Kiedy w igrzyskach 2002 zdobyłem srebro i brąz, mówiłem, że nie zamieniłbym ich na jeden złoty. Broniłem się i oswajałem się z myślą, że jeszcze złoto zdobędę. Dzisiaj zamieniłbym wszystkie cztery olimpijskie krążki na jeden złoty. Ale nie wszystko jest nam dane. Widać tak zostało to zaplanowane przez Górę.

O karierze w rajdach terenowych (2011-2016)

- Jeszcze przed igrzyskami w Vancouver 2010 przyszedł do mnie team rajdowy, wiedząc o mojej motoryzacyjnej pasji. Powiedziałem, że na razie jestem skoczkiem. Ale wrócili, gdy kończyłem skakanie. Nie wypadało mi odmówić (śmiech). Wcześniej przyzwyczajałem rodzinę, że osiądę w domu, gdy zejdę ze skoczni, ale ciężko jest odejść od sportu, gdy przez tyle lat jest się sportowcem. No i odniosłem spore sukcesy: zostałem mistrzem Europy i mistrzem Polski. Jasne, że chciałoby się wygrać Rajd Dakar, ale chociaż nabierałem doświadczenia i umiejętności, to jednak zabrakło czasu.

O perspektywach powrotu do sportu

- Dzisiaj trudno stwierdzić, czy to realne. Dusza sportowca jednak we mnie pozostała. Dlatego gdybym miał wracać, to do rajdowego Pucharu Świata, a nie do kryterium "dookoła opery". A na to trzeba duuuużo pieniędzy.

Zobacz również: Poważny wypadek zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni. Jest na intensywnej terapii

Najnowsze