O pierwszym skoku na nartach (1984 r.)
- Na skoczni stworzonej na stoku było nas trzech, wszyscy z zerówki. Jeden drugiemu chciał zaimponować. W pierwszym skoku po lądowaniu wypadłem z butów, które były zbyt duże. Koledzy śmiali się ze mnie, ale pomimo śmiechów chciałem skakać jeszcze. Okazało się, że drzemie we mnie natura wojownika. Niedługo potem wziąłem udział w zawodach na skoczni K11. Znów miałem upadek, ale zająłem drugie miejsce, bo w mojej kategorii wiekowej startowało... dwóch skoczków.
O pierwszym sukcesie międzynarodowym (lokaty 10. i 11. w MŚ 1995)
- Byłem najlepszy na pierwszym treningu. I wtedy rywale zaczęli na mnie patrzeć inaczej niż na chłoptasia, który wziął się nie wiadomo skąd. W kraju nikt nie przypuszczał, że coś takiego może się zdarzyć. A sobie udowodniłem, że jestem na właściwym miejscu. I dostałem impuls, by się rozwijać (w kolejnych dwóch sezonach wygrał trzy konkursy Pucharu Świata - red.).
O załamaniu kariery po ślubie w 1997 r.
- Guzik prawda, co wymyślili gdzieś za granicą, że skoczkowi ubywa metrów, gdy się żeni i gdy rodzi mu się dziecko. Nałożyło się wtedy wiele elementów. Nikt mnie nie nauczył, jak zachowywać się na skoczni, gdy zaczęła rosnąć waga ciała. Przestaliśmy też dogadywać się z trenerem Pavlem Mikeską. Prosiłem trenera o psychologa, a on odpowiedział, że chyba raczej psychiatrę. Na szczęście dostałem wsparcie od rodziny, dzięki czemu nie zrezygnowałem ze sportu i nie podjąłem pracy dekarza, gdy brakowało pieniędzy na życie.
O wzlocie w sezonie 2000-2001
- Uświadomiłem sobie, co jest potrzebne w sporcie, przepracowałem ciężko cały poprzedni rok. Spadła waga ciała, a wzrosła dynamika ruchów. No i trener Apoloniusz Tajner potrafił odpowiednio wszystko zorganizować: program przygotowań, zespół opiekunów... Wiedziałem, że mogę dobrze skakać, a przeszkadzają mi okoliczności. Ale byłem zaskoczony, gdy nadeszły aż tak wielkie sukcesy. A wraz z nimi uwielbienie ze strony kibiców i... bardzo trudny do zniesienia brak swobody w życiu codziennym.
O brakach w kolekcji trofeów
- Nie mogę wskazać najważniejszego sukcesu, liczy się całokształt. Żaden ze skoków nie był bliski ideału. Kiedy myślisz, że skoczyłeś idealnie, to znaczy, że pozjadałeś rozumy. Zabrakło mi olimpijskiego złota. Kiedy w igrzyskach 2002 zdobyłem srebro i brąz, mówiłem, że nie zamieniłbym ich na jeden złoty. Broniłem się i oswajałem się z myślą, że jeszcze złoto zdobędę. Dzisiaj zamieniłbym wszystkie cztery olimpijskie krążki na jeden złoty. Ale nie wszystko jest nam dane. Widać tak zostało to zaplanowane przez Górę.
O karierze w rajdach terenowych (2011-2016)
- Jeszcze przed igrzyskami w Vancouver 2010 przyszedł do mnie team rajdowy, wiedząc o mojej motoryzacyjnej pasji. Powiedziałem, że na razie jestem skoczkiem. Ale wrócili, gdy kończyłem skakanie. Nie wypadało mi odmówić (śmiech). Wcześniej przyzwyczajałem rodzinę, że osiądę w domu, gdy zejdę ze skoczni, ale ciężko jest odejść od sportu, gdy przez tyle lat jest się sportowcem. No i odniosłem spore sukcesy: zostałem mistrzem Europy i mistrzem Polski. Jasne, że chciałoby się wygrać Rajd Dakar, ale chociaż nabierałem doświadczenia i umiejętności, to jednak zabrakło czasu.
O perspektywach powrotu do sportu
- Dzisiaj trudno stwierdzić, czy to realne. Dusza sportowca jednak we mnie pozostała. Dlatego gdybym miał wracać, to do rajdowego Pucharu Świata, a nie do kryterium "dookoła opery". A na to trzeba duuuużo pieniędzy.
Zobacz również: Poważny wypadek zwycięzcy Turnieju Czterech Skoczni. Jest na intensywnej terapii