Decyzja MKOl-u to pokłosie ogromnej afery dopingowej, jaka wyszła na jaw. W latach 2012-16 rosyjscy sportowcy oszukiwali i przyjmowali do swojego organizmu niedozwolone substancje. Cały proces wspierało państwo, a konkretnie politycy zasiadający w ministerstwie sportu i innych prestiżowych instytucjach. Wsparcie dopingowej machiny, tuszowanie wpadek sportowców i manipulowanie przy próbkach - oto zarzuty, które stawia się rosyjskim władzom, odpowiedzialnym za sport w tamtym kraju.
Komitet postanowił obejść się z Rosjanami bez litości. Wykluczył ten kraj ze zbliżających się igrzysk w Pjongczang. Niektórzy sportowcy z Rosji będą jednak mogli wystąpić w Korei Południowej. Muszą tylko wykazać, że nigdy nie zostali przyłapani na dopingu i przejść szereg kontroli antydopingowych. Podczas lutowej imprezy występować będą pod neutralną flagą jako sportowcy olimpijscy z Rosji, a jeśli zdobyliby złoty medal, odegrany zostanie hymn olimpijski.
Zanim MKOl podjął decyzję o wykluczeniu Rosjan, ci odgrażali się, że w przypadku zakazania użycia rosyjskiej flagi i rosyjskiego hymnu narodowego, sportowcy z tego kraju całkowicie zbojkotują imprezę i do Pjongczang nie przyjadą. Wydaje się, że były to tylko czcze pogróżki. Tak przynajmniej wynika ze słów Władimira Putina, który całą sprawę skomentował na spotkaniu z pracownikami fabryki samochodów Gorki.
- Bez wątpienia nie ogłoszę bojkotu - oznajmił rosyjski prezydent. - Nie zabronimy startu naszym olimpijczykom. Częściowo ponosimy odpowiedzialność za to, co się stało. Z drugiej strony, ta kara nie jest sprawiedliwa. Nigdzie na świecie nie ma zbiorowej odpowiedzialności za przestępstwa.
Szczegóły decyzji Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego