120,5 metra w pierwszej i solidniejsze 128 metrów w drugiej próbie. Dawid Kubacki przeskoczył o kilka miejsc i ostatecznie zakończył niedzielne zawody na 22. miejscu. To spory progres względem sobotniej rywalizacji na skoczni HS 98, gdzie zajął 33. miejsce. Czy Kubackiemu brakuje wiele do osiągnięcia lepszej formy? – W tej chwili mam ustabilizowaną pozycję najazdową i to jak się chce technicznie odbijać. To nie jest łatwe do wykonania po tygodniach robienia tego nie za dobrze. Czasami jest tak, że przez noc wystarczy i wraca, ale nie jest to łatwe i większości przypadków trzeba popracować nad tym. Z dnia na dzień jest coraz lepiej i myślę, że w porównaniu do skoków na małej skoczni to jest najistotniejsze. Ten plan jest jasny i będziemy się go trzymać. Nie jest to jednak takie "hop siup"– powiedział w rozmowie z Eurosportem.
ZOBACZ: Dramat Pawła Wąska w Lillehammer. Nie mógł skakać, absurdalny powód
– Do techniki sobie dojdę, do dynamiki też. Nie brakuje jej wiele, wydaje mi się, że te nogi już doszły do siebie. Działo się po drodze wiele i jest jak jest. I trzeba pracować od początku. nic nie jest dane na zawsze. W tamtym prowadziłem od samego początku, teraz ten początek jest trochę tradycyjny w naszym wykonaniu. Trzeba zacisnąć zęby i pracować. To jest klucz. Mamy to co chcemy robić i mam nadzieję, że to się będzie sprawdzać. Skok w drugiej serii był "całkiem całkiem". Nie był to super skok, ale trzeba zrobić kilka kroków takich "całkiem całkiem", aby pójść na przód – dodał Kubacki, który nie krył też złości na sytuację związaną z problemami Pawła Wąska. Ten nie wystąpił w niedzielnych zawodach z powodu zamieszania ze sprzętem. – Absurdalna sytuacja o tyle, że teraz ciężko będzie znaleźć winnego. Wolontariusze wzięli z góry jego torbę przez pomyłkę, raczej nie zrobili tego specjalnie. Pawła wina, że przebierał się blisko tego miejsca, skąd te torby zabierali. Winą można się przerzucać, zawiodła komunikacja. Dość wcześnie to było zgłoszone, ale trenerzy nie dostali tej informacji. My na górze nie mamy już kontaktu z nikim. Podpowiadaliśmy Pawłowi, by zgłosił się do kontrolera, by przekazali tą informacje dalej, bo te buty zdążyłyby wyjechać do góry. Przez to, że trenerzy tej informacji nie dostali to dowiedzieli się o tym po moim skoku. Było za późno – skomentował.