Justyna Kowalczyk nie raz udowodniła, że jest niesamowicie silna fizycznie. W swojej szczytowej formie potrafiła wyprzedzać rywalki o minuty, albo niwelować ich znaczne przewagi. Wymagało to wielu poświęceń i ciężkich treningów. Ale jak przyznawała w wielu wywiadach, czerpie z tego dużą przyjemność. Mimo wszystko tak trudna praca musiała odbić się na zdrowiu naszej mistrzyni.
W 2014 roku w rozmowie z portalem sport.pl przyznała, że cierpi na depresję i bezsenność. - Od ponad roku mam zdiagnozowane stany depresyjne. Od ponad półtora roku walczę z bezsennością. Może by się zebrało kilkadziesiąt nocy, które w tym czasie normalnie przespałam. Walczę ze swoim organizmem, z ciągłymi nudnościami, zasłabnięciami, gorączkami po 40 stopni, lękami. Z problemami, które mi się wcześniej nie zdarzały. W pewnym momencie byle posiłek bywał wystarczającym powodem do wymiotowania - mówiła wówczas mistrzyni olimpijska.
Kowalczyk musiała przyjmować leki, aby złagodzić objawy swojej choroby. W niedawno udzielonym wywiadzie dla fińskich mediów wyjawiła, że te towarzyszą jej nadal. - Nadal biorę silne leki, żeby móc spać w nocy - wyjawiła Kowalczyk. Jej stan od dłuższego czasu jest lepszy, choroba nie daje się już tak bardzo we znaki, ale obawia się jej powrotu. - Uśmiech wrócił na moją twarz. Czuję, że żyje normalnie. Są jednak momenty, w których boję się, że to wszystko powróci - zakończyła Kowalczyk.
Zobacz również: Justyna Kowalczyk ZADRWIŁA z wpadki dopingowej kolarskiego mistrza