Kantyka to jeden z wielu zawodników, którzy - zapewne - skoki narciarskie zaczęli trenować za sprawą inspiracji Adamem Małyszem. Jest jednym z wielu urodzonych w latach dziewięćdziesiątych (dokładnie w 1996), którzy jednak nie zrobili wielkiej kariery. Kantyka został trenerem młodzieży. W rozmowie z Mateuszem Leleniem z TVP Sport wyznał, że w ciemnych barwach widzi przyszłość narodowego sportu zimowego. Nie tylko on.
– Mam kontakt z wieloma trenerami przy okazji zawodów Orlen Cup. Ostatnio wspólnie – wręcz jednogłośnie – stwierdziliśmy, że skoki narciarskie w Polsce się kończą – mówi Przemysław Kantyka.
– Ogromny problem to nabór dzieci. Oczywiście są pojedyncze kluby, które mają duże zainteresowanie, ale to nie jest to, co kiedyś. Dziś skacze o połowę mniej dzieciaków niż w moich czasach. Występuje ciągle tendencja spadkowa. My jako Sokół Szczyrk jeździmy, szukamy, dajemy ogłoszenia, które są czytane nawet w kościele, ale dzieciaki nie chcą przychodzić. Na piłkę nożną – znacznie bardziej medialną – jest wielu chętnych, a na skoki narciarskie ich nie ma – dodał.
Wszyscy bardzo chcieliby doczekać zmiany pokoleniowej w polskich skokach. Wciąż na świeczniku są Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki. Pierwsi dwaj skończą w tym roku 36 lat, Kubacki jest od nich o trzy lata młodszy. W tym sezonie cała trójka spisuje się zdecydowanie poniżej (przede wszystkim swoich) oczekiwań. Paweł Wąsek i Aleksander Zniszczoł wyrobili sobie mocną pozycję w kadrze, ale ich wyniki wciąż nie są zadowalające. W Pucharze Kontynentalnym, czyli na zapleczu PŚ, polscy skoczkowie (kadra B prowadzona przez Davida Jiroutka) zdołali wywalczyć sześć razy miejsce w pierwszej dziesiątce. Trzykrotnie zrobił to Zniszczoł (dwa razy nawet na podium).