Od początku prognozy na niedzielę w Lahti nie były zbyt korzystne i niestety potwierdziły się w porze zawodów. Wiatr na skoczni kręcił niemiłosiernie i wielokrotnie przekraczał ustalony korytarz, co mocno komplikowało życie organizatorom. Jury postanowiło jednak przeprowadzić kwalifikacje w trudnych warunkach. Na starcie stanęło 64 zawodników i nie bez kłopotów walczyli oni o miejsce w "50", która wystartuje w pierwszej serii. Od samego początku nie brakowało bardzo krótkich skoków z niskiej belki, a jedni zawodnicy mieli mocny wiatr pod narty, by inni za chwilę zmagali się z wiatrem w plecy. Największym pechowcem okazał się Benjamin Oestvold, który tuż po wyjściu z progu został zdmuchnięty i runął z dużej wysokości o zeskok.
Fatalny wypadek Benjamina Oestvolda podczas kwalifikacji w Lahti
Norweg nie ma w ostatnich dniach szczęścia do warunków. Tydzień temu w Vikersund także zaliczył groźny upadek tuż za progiem, jednak nie poniósł większych obrażeń. W Lahti historia zatoczyła koło i 22-latek ponownie runął o zeskok. Kibicom natychmiast podniosło się ciśnienie, ale szybko okazało się, że Oestvold skontrolował tę sytuację. Już po wyjściu z progu czuł, że traci panowanie nad nartami i starał się upaść jak najbezpieczniej. To się udało, bo po kilkunastu sekundach zwycięzca tegorocznego Pucharu Kontynentalnego wstał i o własnych siłach opuścił zeskok.
Wypadek Oestvolda mocno zirytował kibiców i ekspertów, którzy zwracają uwagę na bezsens rozgrywania kwalifikacji w takich warunkach tuż przed konkursem. Tym bardziej, że odpadnie w nich zaledwie 14 skoczków. "Upadek Oestvolda, żarty się kończą. Czy zasadne jest przeprowadzanie kwalifikacji w takich warunkach? No tak średnio bym powiedział, tak średnio" - napisał Piotr Bąk z portalu Skijumping.pl na Twitterze.