"Super Express": - Czy po czterech zwycięstwach grupowych jest dużo powodów do optymizmu?
Mariusz Czerkawski: - Na pewno nie mamy powodów do niepokoju, tym bardziej że Ukraina dopiero po dogrywce pokonała Holandię. To jednak niczego nie zmienia. Musimy naładować baterie, zresetować to, co było i wszystko podporządkować ostatniemu pojedynkowi.
- Jakie najpoważniejsze mankamenty w grze polskiej drużyny do tej pory pan zaobserwował?
- Przede wszystkim przydarzają nam się głupie kary. Jeśli to wyeliminujemy, to już wiele zyskamy.
- Jak pokonać Ukrainę?
- Musimy zagrać perfekcyjny mecz i dodatkowo liczyć na łut szczęścia. Patrząc na potencjał obu drużyn, to na papierze jesteśmy słabsi. Nie mamy, tak jak Ukraińcy, zawodników grających w lidze KHL. To będzie ciężka wojna.
- Podoba się panu rola szefa ekipy, czy czasami ma pan ochotę zeskoczyć z trybun na lód?
- Oj, było parę takich momentów, kiedy trudno było usiedzieć na miejscu (śmiech). Fajnie byłoby móc zjechać na lód, strzelić jakiegoś gola i pomóc. Chłopcy jednak dają z siebie "maksa", starają się i to już jest ich czas. Muszą sobie radzić i poradzą sobie.
Nie przegap!
Polska - Ukraina, dziś 17.50 TVP Sport