Żyła i Kubacki trzykrotnie punktowali w czterech dotychczasowych konkursach. – Skok w drugiej serii był, powiedzmy, "całkiem całkiem". Na pewno jeszcze nie super, ale najpierw trzeba zrobić kilka takich, żeby wykonać kolejny krok naprzód – mówił Kubacki po niedzielnych zawodach w Lillehammer w rozmowie z Eurosportem. I z delikatną wiarą, że już niedługo może być lepiej. W końcu jeszcze w trakcie letnich mistrzostw Polski odskakiwał reszcie kadry o wiele metrów. – Myślę, że mam już ustabilizowaną pozycję dojazdową i wiem, jak się chcę technicznie odbijać. To nie jest takie łatwe do wykonania po tygodniach robienia tego nie za dobrze – wyjaśniał "Mustaf".
Z obecnie skaczących biało-czerwonych to jednak Stoch jest jedynym, który stał na podium indywidualnego konkursu w Klingenthal (w 2010 roku Adam Małysz był tam drugi, tuż przed IO w Vancouver, a trzy lata później sensacyjnie wygrał tam Krzysztof Biegun). Stoch w Klingenthal wygrał, był drugi, był trzeci. Za każdym razem był członkiem drużyny, która na Vogtland Arena dwukrotnie wygrywała konkurs drużynowy (w 2016 i 2019 roku). Tym razem trzykrotny mistrz olimpijski zmagania na niemieckim obiekcie będzie obserwował z dużego dystansu. W jego miejsce powołany został Andrzej Stękała, a w miejsce Aleksandra Zniszczoła postawiono na Macieja Kota. Niech to będzie szansa dla każdego na wielkie przełamanie. Nie będzie o to łatwo, biorąc pod uwagę ostatni czas i wszystkie dotychczasowe skoki, w których tylko raz na 80 prób mieliśmy jedyny polski w TOP10, czyli piąte miejsce w kwalifikacjach w Ruce Piotra Żyły.