"Super Express": - Co się stało, że tych wyższych celów nie udało się zrealizować?
Kamil Stoch: - W tym momencie rywale byli lepsi. Może też zaskoczyli nas jakimiś nowymi drobiazgami w sprzęcie. Ale może i nie, bo to tylko domysły. Ze swojej strony zrobiłem wszystko co mogłem. Zepsułem pierwszy skok w turnieju, bo walczyłem z presją, w nowej dla mnie sytuacji, jako lider pucharu i faworyt turnieju. Ale pozostałe skoki były bardzo dobre. Ten drugi w Oberstdorfie oraz skok w Innsbrucku były chyba najlepsze w tym sezonie. Gdyby dały mi wygraną, nie rozmawialibyśmy nawet o tym, czy były idealne. A nie było do czego się przyczepić.
Przeczytaj koniecznie: Martin Kobylański podpisał profesjonalny kontrakt z Werderem: Jestem gotowy na Bundesligę!
- Czego trzeba, żeby pana możliwości przełożyły się na rezultaty?
- Jestem przekonany, że nic złego się nie dzieje. Nie ma o co się przyczepić do mojej aktualnej formy. Może tylko trzeba świeżości i może warto czegoś poszukać w sprzęcie. Mam dwa dni, żeby się zregenerować i trochę wyciszyć przed kolejnymi konkursami.
- Czy nadal cieszy pana perspektywa zbliżania się igrzysk olimpijskich?
- Oczywiście, że tak. Jestem przekonany, że nic złego się nie dzieje. I wierzę w spełnienie się moich marzeń.
- Kto jest pana faworytem w głosowaniu na najlepszych sportowców polskich 2013?
- Chyba Justyna Kowalczyk. Jest najbardziej medialna i zapewne z tego powodu może zwyciężyć. A jeśli ja znajdę się w dziesiątce, będzie mi bardzo miło. Natomiast nie przyjadę na Bal Mistrzów Sportu. Mam zaproszenie, ale będzie mnie reprezentować żona. Trochę żałuję, bo to wspaniałe wydarzenie. Byłem raz. Ale do moich obowiązków należy skakanie na nartach, a nie bawienie się. W ten weekend będę startował w pucharowych lotach w Bad Mitterndorfie.