Na razie polscy skoczkowie są daleko od choćby przyzwoitej formy. Liderzy skaczą w kratkę, a młodsi zawodnicy często nie potrafią przebić się do trzydziestki. Sytuacja uległa poprawie w ostatnich dniach i podczas Turnieju Czterech Skoczni fani dostali powiew optymizmu, że wszystko zmierza w dobrą stronę. Widać to choćby po skokach Kamila Stocha, które w porównaniu z samym początkiem sezonu są o niebo lepsze. Również podczas kwalifikacji do środowego konkursu w Innsbrucku mistrz mógł być zadowolony.
Stoch permanentnie krzywdzony przez sędziów?
Trudno nie odnieść jednak wrażenia, że mimo lepszej formy Stoch nie jest doceniany przez sędziów. Jego skoki jak zwykle są świetne stylowo i w zdecydowanej części przypadków skoczek zaznacza telemark. Mimo tego oceny powyżej "osiemnastek" zdarzają się rzadko. W rozmowie z portalem WP SportoweFakty Edward Przybyła zauważa, że sędziowie nie są do końca sprawiedliwi, bo zamiast przede wszystkim patrzeć na styl, zwracają uwagę na odległość osiąganą przez skoczków.
- Niestety, widać, że metry wpływają na oceny. Najlepszym przykładem jest Kamil Stoch w obecnym sezonie, który co prawda skacze krótko, ale w bardzo dobrym stylu. Mimo wszystko dostaje niskie noty. Inny zawodnik za to ląduje dalej, ale bez telemarku i otrzymuje wyższe oceny. Osobiście nie potrafię tego zrozumieć. 36-latek jest jednym z tych, który jest krzywdzony notami za styl - zauważa sędzia FIS. Zwraca uwagę również na to, że za często noty przyznawane są za "nazwisko" i przytacza przykład Karla Geigera.
- Zgodnie z przepisami podkurczone nogi oznaczają od pół do jednego punktu minusowego, a właśnie przez ostatnie metry w taki sposób leci Niemiec. Co prawda robi telemark, ale w sztywny sposób. W mojej opinii tutaj również powinien mieć odejmowane 'oczko' lub półtora. To powinno dawać notę w okolicy 18 punktów. A on dostaje 19 lub więcej - ocenił Przybyła. Trudno nie odnieść więc wrażenia, że taki noty często wpływają na wypaczenie ostatecznych wyników konkursów.