"Super Express": - Jak wpłynęła na pana świadomość, że może pan wygrać w Zakopanem w trzecim roku z rzędu?
Kamil Stoch: - Być może ta świadomość się pojawiła, ale nie wiem, czy ona mi przeszkodziła, bo mocniejsza od niej była sama chęć odniesienia zwycięstwa. Chciałem wygrać i marzyłem o tym w głębi serca. Ale szczerze cieszę się z trzeciego miejsca.
- Szczyt formy jest już blisko?
- Uważam, że tak. A może nawet ta forma już jest, tylko potrzeba powtarzalności w jej prezentowaniu.
- Jak radzi pan sobie w roli lidera drużyny?
- Chyba dobrze. Nie czuję z tego powodu presji. Jesteśmy drużyną młodą, która się jeszcze uczy, ale też sporo już w sobie ma.
- Nigdy nie chciał pan być postrzegany jako następca Małysza...
- Wydaje mi się, że tworzę swój własny wizerunek. Na pewno moje wyniki, na pewno też postawa na skoczni i poza nią są inne.
- Czy wasze sukcesy to nie skutek obniżenia się poziomu skoków narciarskich?
- To zależy od interpretacji, a lepiej chyba interpretować, że to my się poprawiliśmy. Uważam, że poziom światowych skoków jest bardzo wysoki. I dlatego nawet będąc w superformie, płaci się wiele nawet za minimalny błąd.