"SE": - Jak to się robi, że zawodnicy, którzy wcześniej nie zdobywali punktów w Pucharze Świata, nagle wskakują na podium mistrzostw świata, Pucharu Świata?
- To efekt długoletniej i konsekwentnej pracy. Nie da się wskazać jednego elementu, który sprawia, że lata się kilka metrów dalej i ląduje w czołówce. Ale mamy dowód, że obrana droga jest słuszna.
- Spełniły się pana oczekiwania, te najskrytsze?
- Wyniki są rzeczywiście bliskie marzeń, a szczególnie medal drużyny w mistrzostwach świata. Ale od dwóch lat mówimy, że celem jest, aby czterech zawodników na stałe było w czołowej trzydziestce Pucharu Świata. I są, zdobywają też coraz więcej punktów. Dziwne, że jest to przyjmowane jako zaskoczenie.
- Jeszcze na początku grudnia, po porażkach w Skandynawii, deklarował pan gotowość dymisji...
- Kryzys trwał dwa tygodnie, a myśl o dymisji - jeden dzień. Był to skutek błędu w doborze kombinezonów przed inauguracją Pucharu Świata. Ten czynnik pociągnął za sobą następne, w tym brak luzu w wykonywaniu poszczególnych czynności na skoczni. Problem znaleźliśmy szybko, zastosowaliśmy w strojach bardziej miękką tkaninę, a potem nadrobiliśmy dystans. Tego błędu powtórzyć nie możemy.
- Czy pana podopieczni są u szczytu możliwości?
- Ani u nich, ani u kilku innych zawodników nie widzę granicy rozwoju. Choćby biorąc pod uwagę ich młody wiek. Mam nadzieję, że to dopiero początek ich kariery.
- A czy Kamil Stoch będzie nadal liderem w sezonie olimpijskim?
- Życzyłbym sobie, żeby liderów w przyszłym sezonie było pięciu (śmiech). Potencjał na światową czołówkę mają nie tylko Kamil, Piotrek Żyła i Maciek Kot. Nawet w kadrze młodzieżowej mamy "perełki".
- Po tegorocznych osiągnięciach chyba powinien pan poprosić o podwyżkę.
- O ile wiem, przysługuje ona z urzędu, po wywalczeniu medali mistrzostw świata, więc o to jestem spokojny.
Kasa trenera
Wynagrodzenie Łukasza Kruczka jest objęte tajemnicą. Nieoficjalnie wiemy, że jest to 8000-8500 złotych. 12-miesięczny dodatek za dwa medale MŚ wynieść może 6500 zł.