- Czego zabrakło do medalu?
Maciej Kot: - Moje skoki były bardzo podobne do tych treningowych. Ale z drugiej strony myślę, że każdy z Polaków byłby w stanie znaleźć błędy w swoich skokach. Inni po prostu oddawali lepsze próby. Zabrakło czegoś ekstra. Markus Eisenbichler w drugiej serii oddał skok życia i ma brąz. Czasami takie momenty się zdarzają. Poszczęściło mu się w najważniejszym momencie.
- Zająłeś solidne piąte miejsce. Znowu piąte.
- Gdyby to był Puchar Świata, byłbym z tego miejsca zadowolony. Miałbym sporo punktów do klasyfikacji generalnej. Ale w mistrzostwach świata liczą się tylko miejsca medalowe. W tym sporcie trzeba mieć troszkę szczęścia, a ja w obu skokach czułem, że brakuje trochę noszenia. Gdyby nie drobne błędy, byłoby znacznie lepiej.
- Dostajesz też nieco niższe noty od sędziów za styl. Wiesz dlaczego?
- Przy lądowaniu pierwszego skoku odjechała mi trochę narta i słusznie odjęto mi te pół punktu. Jednak w drugiej próbie lądowanie było naprawdę dobre, a noty dostałem takie same. W każdym skoku tracę na notach do czołówki około dwóch punktów. Taka strata boli i w zasadzie nie wiem, dlaczego jestem gorzej oceniany. Cóż, chyba trzeba lądować jeszcze ładniej.
- Brak medalu wyzwala sportową złość?
- Są jeszcze dwa konkursy. Przed mistrzostwami mówiłem, że w każdym mamy równe szanse, żeby walczyć o medale. Nie załamuję rąk. Teraz jest czas na spokojną analizę, odpoczynek. Do konkursu na dużej skoczni podejdę z taką samą pozytywną energią i nadziejami.