Na 10-kilometrowa trasę Hojnisz ruszyła jako piąta, 28 s za Włoszka Dorotheą Wierer. Po pierwszej serii strzelań była szósta, po kolejnych bezbłędnych: czwarta, druga i pierwsza. Miała wtedy kilkanaście sekund przewagi nad trzema rywalkami.
- Poczułam totalny paraliż. Odebrało mi moc, odcięło prąd - opisała po biegu Monika tamte chwile „Super Expressowi”. - To była dla mnie nowa sytuacja. Nie wiedziałam, jak sobie poradzić. Ale też od startu nienajlepiej czułam się na trasie, mój rytm biegu był zakłócony.
Na końcowym odcinku (2 km) wyprzedziła Polkę najpierw Finka Mäkäräinen, a po niej Słowaczka Fialkova i Wierer, chociaż miały w nogach dłuższy dystans (odpowiednio: trzy, dwie i cztery rundy karne).
- Nie mogę mieć żalu do losu – powiedziała nam Hojnisz. - Jestem szczęśliwa, że udało się na czysto strzelać do końca. Dałam z siebie wszystko. Mam nadzieję, że po tym, co się tutaj zdarzyło, będę wiedziała, jak sobie dać radę w przyszłości i że taka sytuacja już się nie zdarzy.
W klasyfikacji PŚ prowadzi Wierer – 252 pkt, przed Mäkäräinen - 245, a Polka jest nadal piąta -187.
W niedzielnej sztafecie 4x6 km triumfowały Włoszki, a Polki zajęły 11. miejsce za stratą 2.21 min. do triumfatorek.