- To był mój debiut na skoczni mamuciej - wspomina Piotr Fijas w rozmowie z "Super Expressem". - Pojechaliśmy ze Staszkiem Bobakiem i trenerem Tadeuszem Kołderem trochę znienacka. Ot, żeby sprawdzić, jak to wyjdzie. Przez kilka poprzednich lat żaden z Polaków nie uczestniczył w lotach. I okazało się, że skocznia mi pasuje. A dzisiaj cenię ten medal wyżej niż pobity później rekord świata w lotach (194 m podczas PŚ 1987 w Planicy - red.).
Medalista z Planicy pamięta przyjemność latania na nartach: - Kiedy wszystko się poskłada na skoczni, to zawodnik chce lecieć dalej i dalej. Chociaż dzieje się to na granicy bezpiecznego lądowania, to naprawdę jest przyjemnie. Ja nie latałem jeszcze 200 metrów, a im dalej, tym odczucia są lepsze .
Były skoczek, a obecny trener jest zdziwiony, że dotąd żaden z jego następców nie stanął na podium. - Przecież Adam Małysz i Kamil Stoch wygrywali konkursy Pucharu Świata w lotach. A na mistrzostwach świata w lotach jakoś im się nie składało. Czas najwyższy, żeby to osiągnąć. I szczerze tego życzę polskim skoczkom, indywidualnie i drużynowo. Skakać przecież potrafią.
Sobotni konkurs lotów w Bad Mitterndorfie nie wyszedł jednak podopiecznym Stefana Horngachera. - Jeśliby sądzić po tamtym konkursie, to nie widziałbym większych szans na podium. Ale zmienić się to może bardzo szybko - zastrzega Fijas. - W lotach często najdalej lądują ci, którzy nie są faworytami. Żeby dobrze wypaść, muszą się złożyć dobra dyspozycja i dobre warunki w powietrzu. Bo sporą różnicę czyni nawet 0,3 metra na sekundę prędkości wiatru.
Zdaniem jedynego polskiego medalisty bardzo dobre predyspozycje do latania ma Kamil Stoch. - Potrafi odpowiednio ułożyć sylwetkę w locie i wykorzystać warunki, które panują w powietrzu - podkreśla. - A jego główny problem to trafianie w próg. Jeśli trafi, może być medal.
Zobacz również: Ewa Bilan-Stoch będzie miała swój program w telewizji! Pokaże igrzyska olimpijskie od innej strony