"Super Express": - Każdy skoczek mówi, że uwielbia loty narciarskie, a jak jest w pana przypadku? Miał pan spore osiągnięcia w tej specjalności, ale jednocześnie poważny wypadek na mamucie w Kulm w 2014 roku zdecydował o zakończeniu pana kariery.
Thomas Morgenstern: - To wielka frajda, trudno się nie ekscytować, gdy frunie się w powietrzu ponad 200 metrów, ale poczułem też, jak niebezpieczna to zabawa. Mam sporo dobrych wspomnień, bo to w lotach zdobyłem pierwszy indywidualny medal mistrzostw świata, brąz w 2006 roku. Nigdy nie byłem wybitnym lotnikiem, mój styl skakania był trochę inny, nie mogłem się równać w lotach z kolegami z zespołu Schlierenzauerem czy Kochem. W sumie jednak, jeśli jesteś w formie, to sobie radzisz wszędzie.
- Czy do lotów trzeba się przygotować inaczej niż do skakania na mniejszych obiektach?
- Przygotowanie i sam skok wiele się nie różnią. Są natomiast zawodnicy, którzy wolą latać, bo potrafią lepiej utrzymać prędkość w trakcie skoku. To daje wielką przewagę na mamucich skoczniach, bez tego można stracić kilkanaście metrów.
- Macie wiele wspólnego z Kamilem Stochem: obaj zdobyliście wszystkie możliwe tytuły indywidualne z wyjątkiem jednego: mistrzostwa świata w lotach.
- To był mój cel, ale niestety nie wyszło, zabrakło trochę szczęścia i trafienia z idealną formą.
- Stochowi może się udać?
- Wszystko przed nim, ale w Oberstdorfie będzie o to bardzo trudno, faworytami są dla mnie przede wszystkim Norwegowie. Widzieliśmy, że tydzień temu w Kulm Kamil był trochę zmęczony po wyczerpującym Turnieju Czterech Skoczni. Nie miał dotychczas osiągnięć w mistrzostwach świata w lotach, ale nie można powiedzieć, że nie potrafi fruwać, skoro w poprzednim sezonie zaliczył w Planicy ponad 250 metrów. Jeszcze może mnie przebić.
- Spodziewał się pan, że wyrówna rekord Svena Hannawalda w Turnieju Czterech Skoczni?
- To była kwestia czasu. W gruncie rzeczy czekałem na to od dawna, chociaż nie w tym roku. Uważałem, że tym razem zbyt wielu skoczków jest w doskonałej formie i ciężko będzie jednemu tak zdominować imprezę, jak to zrobił Stoch. Naprawdę mi zaimponował. W dzisiejszych skokach jest jednak nieco łatwiej o taki wyczyn niż w czasach Hannawalda, bo przy rekompensatach za wiatr i belki startowe mniej zależy od przypadku czy szczęścia.
- Najważniejsze w tym sezonie są igrzyska i wszyscy w Polsce pytają, czy Kamil może tam być równie mocny jak w Turnieju Czterech Skoczni.
- Jest po drodze sporo trudności, trwa sezon, ciągle się startuje i podróżuje, za chwilę mistrzostwa świata w lotach, potem Zakopane. Ale nie mam wątpliwości, że Stoch da radę utrzymać formę na Pjongczang i pokazać tam klasę. To wielki skoczek, do dziś pamiętam, jak po raz pierwszy usłyszałem o nim od Heinza Kuttina, który prowadził wtedy polską kadrę B. Powtarzał mi: "Z tego chłopaka będą ludzie".
Zobacz również: Wszystkie grzechy Jana Ziobry. "Słaba forma, nadwaga, wygórowane ambicje"