Pierwsza seria była dla nas fenomenalna. Maciej Kot skoczył przyzwoicie. Stefan Hula dobrze. Dawid Kubacki znakomicie. Polak już odfrunął. Był blisko medalowej pozycji. Ale prawdziwy show dał Kamil Stoch. Polak zrobił to, co nie udało się innym. Wyprzedził fenomenalnego w pierwszym skoku Michaela Hayboecka. 3,4 punktu przewagi - to działo się naprawdę. Nasz skoczek potwierdził formę z treningów. Znokautował przeciwników, tak samo jak Stefan Hula na półmetku rywalizacji na skoczni normalnej.
Długo budzili się Norwegowie. Daniel Andre Tande, Johann Andre Forfang, Andreas Stjernen - mieli walczyć Skandynawowie o medale, tymczasem dopiero w drugiej serii odpalili rakiety. Najwyżej po pierwszej serii był Robert Johansson. Czwarty. Wyprzedził Kubackiego, tracił punkty tylko do Andreasa Wellingera, Hayboecka oraz Stocha. W II serii Norweg wskoczył na podium, zdobywając w Pjongczangu drugi olimpijski medal. W Willingen Alexander Stoeckl właśnie jego chciał zostawić w domu. Miał nosa, zabierając jego, nie młodziutkiego Mariusa Lindvika.
Wellinger w drugiej serii znów zszokował rywali. Odpalił skok godny mistrza olimpijskiego. 142 metry. To był nokaut. Hayboeck spadł blisko. Został na szczycie skoczni tylko Stoch. Polak wreszcie nie spóźnił. Wreszcie wyszedł wysoko. Leciał i ścigał Wellingera. To był pojedynek godny igrzysk olimpijskich. Spadł w okolice zielonej linii. Dostał wysokie noty. Czekał. 136,5 metra. Wydawało się, że za krótko. Że zabrakło kilku metrów. Stadion zamarł.
Nota była jednak bezlitosna. Dla Wellingera. Kamil Stoch został trzeci raz w karierze mistrzem olimpijskim. Dał biało-czerwonym pierwszy olimpijski medal na igrzyskach w Pjongczang. Potwierdził, że mistrzem jest wielkim. Jednym z największych w historii dyscypliny.
To nie sen! To się stało naprawdę! Kamil MISTRZ! #skokitvp #igrzyska18 pic.twitter.com/DoZMf0urZi
— Jacek Kurowski (@JKurowski) 17 lutego 2018