Owszem, zdarzało się na skoczniach narciarskich, że nawet znacznie większa przewaga punktowa była roztrwoniona jednym skokiem. Wystarczy przypomnieć olimpijski konkurs drużynowy 1994 w Lillehammer.
Po siedmiu seriach Japonia prowadziła z przewagą aż 55,1 pkt nad Niemcami (ok. 30,5 m różnicy odległości). Na górze rozbiegu Jens Weissflog pogratulował już zwycięstwa Masahiko Haradzie, choć ten opędzał się od niego jak od złego ducha. A potem Weissflog pofrunął jak młody bóg na 135,5 metra. Jak odpowiedział Japończyk, ówczesny mistrz świata? „Spadł z progu” uzyskując ledwie 97,5 m. Złoto przypadło kwartetowi Niemiec z przewagą 13,2 pkt nad Japonią.
Co oznaczają różnice punktowe w przeliczeniu na metry? Na skoczni dużej, jak w Bischofshofen, 1 m odległości odpowiada 1,8 punkta. A ponieważ odległości mierzy się z dokładnością do pół metra, rywalom brakuje do lidera odpowiednio: 8,5 m (Kubacki), 11,5 m (Granerud) oraz 13,5 m (Geiger).
Polacy lubią skocznię w Bischofshofen pomimo wydłużonego progu. Zwyciężali tam Adam Małysz (r. 2001), Kamil Stoch (2017 i 2018) i Dawid Kubacki (2020) za każdym razem pieczętując wygraną w całym T4S. Obecnym rywalom nie było to dane.