Już po piątkowych i sobotnich skokach Kamil Stoch nie miał powodów do radości, ale pierwsze dni rywalizacji w Pucharze Świata nie były aż tak dramatyczne, jak niedzielne kwalifikacje. Po zajęciu 43. miejsca w sobotę, 36-latek wylosował drugi numer startowy w kwalifikacjach. Był to niecodzienny widok, zwłaszcza że Stoch skakał na samym początku serii po innym uznanym skoczku – Johannie Andre Forfangu. Nikt nie zakładał jednak, że trzykrotny mistrz olimpijski nie awansuje do konkursu, gdy do kwalifikacji przystąpiło tylko 54 zawodników. Niestety, kryzys Stocha jeszcze bardziej się pogłębił. Zrezygnowany po skoku na 87,5 m nie walczył nawet o noty za styl. Kwalifikacje potoczyły się tak, że utytułowany polski skoczek długo był pierwszym oczekującym, co zawdzięcza m.in. jeszcze gorszej próbie Aleksandra Zniszczoła (79 m) i dyskwalifikacji Deckera Deana. Nie było jednak cudu i Stoch zajął 51. miejsce bez prawa startu w pierwszej serii.
Dramat Kamila Stocha w Ruce. Tak źle nie było od 15 lat
Tym samym 39-krotny zwycięzca zawodów Pucharu Świata na pewno nie zdobędzie punktów w dwóch pierwszych konkursach tego sezonu. Po raz ostatni Stoch doświadczył tak fatalnej serii… 15 lat temu. Wówczas zimę 2008/09 rozpoczął od 48. miejsca w Ruce i 46. w Trondheim. Teraz nie wystąpi on nawet oficjalnie w drugim konkursie.
Niedzielne kwalifikacje rozpoczęły się od wstrząsu dla polskich kibiców, bo Stoch i Zniszczoł jako pierwsi pojawili się na belce i rozczarowali. Na szczęście Paweł Wąsek, Piotr Żyła i Dawid Kubacki zrobili swoje i wystartują w pierwszej serii. Szczególnie dobrze wypadł drugi z nich, który skoczył 133,5 m i zajął piąte miejsce. Kwalifikacje odbyły się w niezbyt sprawiedliwych warunkach i przez chwilę stanęły nawet pod znakiem zapytania, ale ostatecznie udało się je dokończyć. Wygrał… Forfang, który skakał jako pierwszy tuż przed Stochem.