Po konkursie skoków narciarskich na skoczni normalnej zarówno kibice jak i skoczkowie mogli czuć ogromny niedosyt. Kamil Stoch i Stefan Hula znaleźli się tuż za olimpijskim podium, mimo że po pierwszej serii prowadzili. Polakom do zdobycia medali pozostały więc dwa konkursy. Skoczkowie przenieśli się na skocznię dużą, gdzie znów biało-czerwoni mieli powalczyć o najwyższe cele.
Głównym pytaniem przed zawodami było to, czy wiatr nie będzie ponownie głównym aktorem wydarzeń. Jeszcze przed serią próbną zapowiadał się konkurs loteryjny, ale tuż przed pierwszą rundą wiatr ucichł i warunki były wręcz idealne. Widać było to po punktach dodawanych i odejmowanych za wiatr. Wartości były znikome.
W swoim pierwszym skoku dobrze zaprezentował się Michael Hayboeck, który skoczył aż 140 metrów i bardzo długo prowadził. Na pierwszym miejscu nie zmienili go nawet Norwegowie, którzy podczas treningów prezentowali się świetnie. Najlepszym z nich był Robert Johansson ze skokiem na 137,5 metra.
Duży zawód sprawili i Daniel Andre Tande i Richard Freitag, którzy po swoich pierwszych próbach wylądowali dopiero w drugiej dziesiątce. Zupełnie inaczej było w przypadku Polaków. Najgorszym z biało-czerwonych był Maciej Kot ze skokiem na odległość 128,5 metra. Dobrze, ale nie tak świetnie jak tydzień temu zaprezentował się Stefan Hula, który wylądował na 132 metrze.
Zdecydowanie lepszy skok oddał Dawid Kubacki. "Mustafa" skoczył 134,5 metra, co po pierwszej serii dawało mu czwarte miejsce z niewielką stratą do podium. Liderem konkursu był natomiast Kamil Stoch, który wylądował na 135 metrze i dostał bardzo wysokie noty za styl. Warto wspomnieć, że zawodnicy począwszy od Huli, skakali z niższej belki.
W drugiej serii świetnym skokiem popisał się Daniel Andre Tande. Norweg osiągnął 138,5 metra, dzięki czemu zaliczył ogromny skok w klasyfikacji. Z 15. miejsca przesunął się na 4. pozycję! A medal przegrał o 2,2 punktu. Czołówka po pierwszej serii mocno zawiodła. Drugiego miejsca nie utrzymał przede wszystkim Michael Hayboeck, który w drugim skoku wylądował na 131 metrze.
Daleko pofrunął za to Andreas Wellinger. Niemiec osiągnął 142 metry i już wtedy wiadomym było, że zdobędzie swój drugi medal na igrzyskach olimpijskich Pjongczang 2018. Pytaniem było, jaki będzie kolor tego krążka. Wszystko zależało od próby Kamila Stocha, który był liderem po pierwszej rundzie.
Polak miał pięciopunktową przewagę nad Wellingerem. Wylądował sześć metrów bliżej od Niemca, ale właśnie ta przewaga pozwoliła mu zdobyć złoty medal olimpijski! Dla Polaka to trzeci taki krążek w kolekcji, co czyni go trzecim skoczkiem narciarskim w historii, który obronił tytuł oraz pierwszym Polakiem z trzema medalami olimpijskimi!
"Po prostu można zwariować ze szczęścia!" https://t.co/heCnkssGQp Dekoracja medalowa w niedzielę przed południem! #PyeongChang2018 #skijumping #skijumpingfamily pic.twitter.com/TBDgeBS8nM
— Skijumping.pl (@Skijumpingpl) 17 lutego 2018