- Dostaliśmy po nosie. Mam niedosyt i niesmak. Liczyłem, że będzie dużo lepiej. Ale nie ma co mówić o katastrofie. To dopiero pierwszy konkurs, a polscy zawodnicy mają niewiele oddanych skoków na śniegu. Trzeba poczekać do następnych konkursów w Kuusamo. I dopiero gdyby tam było fatalnie, trzeba by się zastanowić, co jest grane - twierdzi w rozmowie z "Super Expressem" czterokrotny mistrz świata Adam Małysz (35 l.), który jest konsultantem kadry skoczków.
Małysz się nie dziwi, że po bardzo udanym sezonie letnim nadzieje kibiców na sukces były olbrzymie.
- Latem chłopcy skakali super. Sztab szkoleniowy podkreślał, że jesteśmy bardzo dobrze przygotowani i że powstaje drużyna, jakiej nigdy nie mieliśmy. Ale jeszcze raz się okazało, że skakanie zimą jest czymś innym niż w lecie, choćby z powodu innego powietrza, w którym się lata - podkreśla Małysz.
"Orzeł z Wisły" ma nadzieję, że po tym falstarcie będzie lepiej. - Kryzys może potrwać jeszcze dwa-trzy konkursy. Chłopaki muszą zacisnąć zęby i nie obciążać się winą, nawet gdyby czuli się winni. Z podniesioną głową powinni wyjść na treningi, mówiąc sobie: "Tamten skoczek to nie byłem ja" i do następnego konkursu przystąpić lepiej przygotowani. Bo zawodnik musi wiedzieć, jak ma skoczyć, a nie myśleć o tym, czego NIE robić w trakcie skoku.
Małysz jest przekonany, że już w Kuusamo będzie o wiele lepiej. - To mogą być całkiem inni zawodnicy - nie kryje olimpijski medalista. - Więcej, jestem pewny, że w tym sezonie znów będziemy na podium Pucharu Świata.