Ostatniej wiosny Angel Collinson zjeżdżała w górach na Alasce na potrzeby filmu "Paradise Waits". Tego feralnego dnia, jak sama przyznała w rozmowie z "KTVA" nie czuła się najlepiej, ale i tak postanowiła robić swoje. Ta decyzja mogła okazać się tragiczna w skutkach!
Podczas zjazdu pojawiły się ogromne problemy. Collinson najechała na lód, narty się rozjechały... Właśnie wtedy rozpoczęła się tragiczna scena. 25-latka zaczęła bezwładnie spadać. Nie miała kontroli nad swoim ciałem. Miotało nią na lewo i prawo. To wszystko trwało aż 27 sekund, lecz po 300 metrach udało się jej wreszcie zatrzymać.
Zobacz: Łukasz Kruczek rezygnuje z prowadzenia kadry: Moja decyzja zapadła ponad miesiąc temu
- Spadek był przerażający! Nie ma się pojęcia w co się uderzy spadając z taką prędkością. Nic nie można na to poradzić - relacjonowała narciarka w specjalnym oświadczeniu dla prasy. - Na początku próbowałam się wyhamować, ale wciąż nabierałam prędkości i uświadomiłam sobie, że trochę ten upadek potrwa. Było mnóstwo lodu. Zasłoniłam twarz i chroniłam głowę rękoma. Nic więcej nie mogłam zrobić. Po prostu czekałam aż to się skończy - wyjawiła Collinson.
Patrząc na wideo aż trudno wierzyć, że narciarce niż poważnego się nie stało. Miała tylko kilka siniaków i dwa wybite palce. Cud!