Miejsce polskiej drużyny nikogo nie zaskakuje, od lat wiadomo, że o ile męska część miksta jest w stanie powalczyć z rywalami na równym pułapie, o tyle nasze panie prezentują mizerny poziom i wielkich nadziei na nagły skok w górę nie mamy. Wszystko się potwierdzało właściwie już od początku, gdy Nicole Konderla w I serii jako jedyna z kobiecej stawki nie tylko nie przekroczyła 100 m., ale nawet 90... (88,5 m). To dlatego sam awans do serii finałowej, w której skakało osiem czołowych drużyn pierwszej rundy, był realnym planem dla Biało-Czerwonych. Jak się okazało, polski team mógł nawet zająć 6. lokatę, bo z Finami przegrał ostatecznie o niespełna 10 pkt.
W drużynie wystawionej do boju przez trenera Thomasa Thurnbichlera najlepiej skakał Paweł Wąsek, jego próby były najrówniejsze w naszej kadrze – poleciał na 130 m i 132,5 m. Indywidualnie w nieoficjalnej klasyfikacji zajął w piątek 6. lokatę.
Padliśmy po tym, co spotkało Apoloniusza Tajnera. Tego nie mógł się spodziewać
Wąsek zadowolony po PŚ: Cieszę się, że tak to wyglądało
Jednak o tym, czy może stać się liderem kadry przy takich tuzach jak Stoch, czy Kubacki (pojawią się w sobotnim konkursie indywidualnym), przekonamy się w kolejnych zawodach.
– Tak chciałem zacząć – skomentował Wąsek w wypowiedzi dla Eurosportu po zawodach w Norwegii. – Chciałem zacząć dobrymi skokami, które będą mi dawały radość i to się udało. Bez względu na to, jaki jest to poziom, zawsze można na tym budować coś jeszcze lepszego. Cieszę się, że skoki tak dzisiaj wyglądały, poza pierwszym treningowym, który mi przeleciał za bardzo do przodu. Potem było co prawda dalej z pewnymi błędami, ale na fajnym poziomie – zakończył najlepszy polski skoczek piątkowych zmagań.