Michał Skiba: – Warszawa się spodobała?
Alexander Stoeckl, nowy dyrektor polskich skoków i kombinacji norweskiej: – Byłem pierwszy raz (przy okazji projektu promującego skoki pt. Akademia Lotnika - przyp.), wiele razy byłem na lotnisku, ale w centrum pierwszy. Jest imponująco.
– Skoczni tu raczej nie uświadczymy jednak.
– To oczywiście byłoby niesamowite. Tak naprawdę, by spróbować rozwinąć swój talent to wystarczy mieć górę 40-50 metrów. Nie potrzeba zbyt dużych.
– Twoją bazą wylotową wciąż jednak będzie Norwegia, czy coś się w tym temacie zmieniło?
– Czujemy się tu komfortowo. Mieszkamy tu 13 lat. Nasza córka jest w trzeciej klasie. To byłoby trudne dla nas, gdybyśmy opuścili Norwegię. Będę dużo w podróży na pewno. Nie istnieje tez potrzeba bym był na wszystkich zawodach, ale z pewnością będę na najważniejszych imprezach.
– Noriaki Kasai to wyjątek, czy nasi weterani też mogą wygrywać?
– Widzimy, jak radził sobie w reprezentacji Austrii Manuel Fettner, który jest wiekowym atletą. Skończył 39 lat. W ostatnich latach nastąpił rozwój i średnia wieku zwycięzców konkursów PŚ jest dużo wyższa niż 10-15 lat temu. Świat się zmienił. Jestem pozytywnie nastawiony. Wierzę, że nasza starsza generacja, czyli Kamil Stoch, Piotr Żyła i Dawid Kubacki, skorzystają z doświadczenia. Mogą wygrywać na najwyższym poziomie.
– W poprzednim sezonie zarówno Kamil Stoch, jak i Piotr Żyła zgubili wielką formę. Jak ich odbudować?
– Ja muszę wesprzeć trenera. To mój najważniejszy cel. On musi mieć wszystkie narzędzia do pracy, muszę być pewny, że oni mają wszystko do działania na światowym poziomie. Sam za to nie jestem ujęty w takiej pracy codziennej ze skoczkami, nad techniką itd. Kamil i Piotr latem rozwijali się w dobrym kierunku. Kamil miał jednak problemy zdrowotne po jednym ze skoków, Piotrek przeszedł operację kolana. Pierwszy raz nie czuje bólu w kolanie od trzech lat. W końcu może normalnie pracować, ale jeszcze kilku treningów mu brakuje [dlatego opuścił inaugurację sezonu - przyp.]. Widzę jednak, że jest szczęśliwy i zmotywowany. Niedługo dołączy do drużyny.
– Zaskoczył pana pierwszy świetny sezon trenera Thomasa Thurnbichlera czy bardziej zaskoczył tak kiepski poprzedni?
– Jak trenujesz na najwyższym poziomie przez tak długi czas, jak ja to robiłem, to trudno być zaskoczonym. Też miałem świetne sezony i miałem bardzo złe. Najważniejsze, że ciągle pracowałem. Pierwszy sezon Thomasa był świetny, powiedziałbym, że drugi był bardzo trudny. Widziałem ich pracę latem, uważam, że są lepiej przygotowani niż roku temu. Mam nadzieję, że zaraz to udowodnią na skoczniach.
– Byłeś zaskoczony, że Klemens Joniak ograł wszystkich na MP?
– Skoczkowie nie mieli jeszcze wtedy zbyt wielu skoków. Nie byli przygotowani. Z drugiej strony jest to świetne, że młodzi zawodnicy wkraczają i potrafią wziąć jakiś rodzaj presji na siebie, bo to jest to, co szukamy. Chcemy, żeby młodzi zawodnicy wkraczali na najwyższy poziom, ale też chcemy, żeby kolejna generacja dotarła do najwyższego poziomu jak najszybciej.
– Co poszło nie tak w przypadku Dawida Kubackiego w poprzednim sezonie?
– Patrzyłem na to z dystansu, jeszcze jako trener Norwegów, ale wiedziałem o problemach zdrowotnych jego żony. To są okoliczności, które naprawdę działają na człowieka. Teraz jest już trochę inaczej. Widziałem go w dobrej formie, pokazywał dobre skoki, były stabilne, wcześniej też pracował dobrze. Będzie zupełnie inaczej niż rok temu.
– Będziesz pomagał Thomasowi Thurnbichlerowi, ale teraz będzie dwóch trenerów. Z Kamilem Stochem znów pracuje Michal Doleżal.
– To na pewno dla mnie nowa sytuacja. Na szczęście wypracowaliśmy bardzo wyraźną ideę tej współpracy. Myślę, że wszyscy doszliśmy do konsensusu. Będziemy wspierać Kamila tak bardzo, jak to możliwe. W trakcie konkursów nie jest on skoczkiem jednego człowieka, jest reprezentantem Polski. Nasz cel to najwyższy poziom wszystkich polskich skoczków.
– Przed ostatnim TCS Thomas Thurnbichler powiedział mi, że w Polsce albo się kocha, albo nienawidzi.
– Polacy są ludźmi z dużym entuzjazmem. Tak to zapamiętałem przez lata. Thomas i cała drużyna pracują bardzo ciężko. To był dobry okres, wykonali dobry plan przygotowawczy. Mogę tylko prosić polskich kibiców, by byli wystarczająco cierpliwi i dali nam czas, by zbudować również tą następną generację skoczków. Myślę, że ten zaciągnięty kredyt zaufania prędzej czy później spłacimy.
– Prezes Małysz sugerował, że w razie totalnej klapy wskoczysz awaryjnie w rolę trenera?
– Nie... Na pewno nie. To jest coś, o czym w ogóle nie rozmawialiśmy. Mam kontrakt do igrzysk olimpijskich jako dyrektor sportowy. Nie będę tej roli zmieniał, nie mam takiej intencji, ani nikt inny nie ma. Thomas ma swój kontrakt i będziemy się go trzymać.
– Muszę powiedzieć, że jestem pod wielkim wrażeniem jego pracy, jego rozwoju. Widzę, że ma świetne plany, jego pomysły są jasne. Naprawdę widzę, że ma ciekawe inicjatywy, lubię jego spojrzenie na przyszłość skoków narciarskich. Teraz został częścią komitetu FIS. To dobre dla niego i dla całych skoków, niech bierze tam odpowiedzialność za rozwój tej dyscypliny. To dobry człowiek do tej pracy.