– Ile wiadomości dostałeś w ostatnich dniach?
– Jak się konferencja skończyła, to po prostu wyłączyłem powiadomienia, bo naprawdę było ich mnóstwo. Na wszystkich komunikatorach. Nie da się tego zliczyć. Także na pewno był to najbardziej rozgrzany telefon w życiu, a jeszcze wszyscy dowiedzieli się o tym, gdy miałem urodziny. Najpierw rano dzwonili i pisali z życzeniami, a później dopisywali gratulacje. Do teraz trudno się odgrzebać z tych wiadomości.
– W sobotę rano popatrzyłeś w lustro i pomyślałeś: jestem w miejscu, w którym miałem być?
– Wtedy chyba jeszcze nie, bo za dużo się działo. Też byłem przygotowany troszeczkę już na to. Choć inaczej ten moment miałem poukładany w głowie, bo wszyscy mieli się dowiedzieć dopiero w niedzielę po konkursie. Później byłem nawet z tego zadowolony, że tak wyszło, bo myślałem, że ciężka niedziela mnie czeka i powrót do domu, a okazało się, że w niedzielę ten kulminacyjny moment miałem za sobą. Wyszło lepiej niż zakładaliśmy.
ZOBACZ: To jeszcze nie koniec sezonu dla skoczków. Niezwykły konkurs w Zakopanem, wiemy kto wystąpi
– Spora satysfakcja?
– Z jednej strony tak, ale też z tyłu głowy mam, że to sezon olimpijski i łatwo nie będzie. Oczywiście już mamy ustalone te pierwsze dwa miesiące. Wiemy, jak ma wyglądać kadra A z całym jej sztabem. Organizujemy pierwsze zgrupowania. Tej pracy od poniedziałkowego poranka już trochę było, ale czy tak sobie pomyślałem, patrząc w to lustro? No na pewno po tych gratulacjach i po tych wszystkich dobrych słowach i szczególnie po tym, jak zawodnicy wspierali mnie od samego początku... to naprawdę jest fajnie. Po zawodach i wywiadach zawsze na nich czekałem: na Dawida, Kamila i innych. Teraz pierwszy raz oni czekali na mnie, i to nawet dosyć długo. Także już to pokazało mi, że sytuacja się zmieniła.
– Powiedzieć, że skoczkowie są zadowoleni, to nic nie powiedzieć. Aleksander Zniszczoł mówi, że jak ty coś mówisz, to tak będzie. Chyba się dogadacie, jest ta nić sympatii...
– To też nie o to chodzi, że mnie lubią, to będą mnie słuchać. Ja ich też znam od bardzo dawna. Musi być jednak ta granica w relacji trener-zawodnik. Możemy być przyjaciółmi, ale tą robotę musimy zrobić. Ta granica musi być zawsze, bo w innym wypadku to do niczego nie doprowadzi. Na pewno będziemy też przyjaciółmi i nikt do mnie na "pan" nie będzie mówił, jesteśmy po imieniu, ale jak mówię: pewne zasady muszą być i każdy musi je je znać dokładnie. Trochę już przedyskutowaliśmy, wiemy jak to ma wyglądać. Każdy ma ten sezon traktować, jakby to był jego ostatni w życiu i zrobić wszystko, żeby na końcu sezonu przybić sobie piątkę, mówiąc, że zrobiliśmy dobrą robotę i wszystko co w naszej mocy. Jakie da to wyniki, to czas pokaże. Na razie tej energii jest naprawdę dużo. Ta energia z Planicy sprawia, że my już jesteśmy gotowi na przygotowania do kolejnego sezonu.
ZOBACZ: Potęgi kuszą Thurnbichlera od dawna! „Zawsze pozostajemy w kontakcie”
– Już wiadomo, co trzeba naprawić, czy jeszcze pytania na niektóre odpowiedzi padną w najbliższych tygodniach?
– Na tym pierwszym zgrupowaniu na pewno cały czas będzie coś do naprawy. Z doświadczenia wiem, że plany są też po to, żeby je zmieniać i dopasować do różnych sytuacji, bo też sobie zdaję sprawę, że przyjdą ciężkie chwile. To co sobie zakładam, nie zawsze może pójść po mojej myśli. Później trzeba to korygować. Ten plan na sam początek jest i od razu chcemy go wdrożyć w życie. Po pierwsze, to ważne jest poprawienie atmosfery i myślę, że to się już udało nam w Planicy przedyskutować. Gdy zasady są omówione, to też inaczej się pracuje. Mam świadomość, że przede mną trudne decyzje i wszyscy są na razie uśmiechnięci, zadowoleni, z chęcią będą podchodzić do pracy, ale przyjdą ciężkie dni, szczególnie w sezonie olimpijskim, gdzie trzeba będzie wręczyć nominacje na zawody. I to są najtrudniejsze chwile w życiu trenera, bo jest wokół kadry tych zawodników siedmiu, może ośmiu. Może ktoś dojdzie z innej grupy i będzie na podobnym poziomie. Ale nie sztuką komuś powiedzieć, że jedzie na zawody, sztuką będzie powiedzieć, że nie jedzie...
Każdy ma ten sezon traktować, jakby to był jego ostatni w życiu i zrobić wszystko, żeby na końcu sezonu przybić sobie piątkę, mówiąc, że zrobiliśmy dobrą robotę i wszystko co w naszej mocy.
– Mówisz, że marzeniem jest medal olimpijski...
– Już na samym początku na spotkaniu z zarządem powiedziałem, że to sezon olimpijski, czyli żadnych zmian systemowych, wszyscy jesteśmy skoncentrowani na igrzyskach. I przynajmniej ten jeden medal to by było spełnienie marzeń. Zdaję sobie sprawę, że będzie ciężko, w którym miejscu jesteśmy. Wiem też za to, jaki wciąż mamy potencjał. Oczywiście niektórzy nasi skoczkowie są "wiekowi", ale teraz skoki się zmieniły, można walczyć dalej. Z mojej strony zrobię też wszystko, żeby Kamil Stoch miał "czystą głowę", należy mu się to. By ten następny sezon był taki, jak sobie wymarzył. Chcę dać mu te wszystkie możliwości. Ma potencjał i też może walczyć o medal.