Często mówi się, że polscy kibice potrafią być niepoprawnymi optymistami. Bo jak inaczej nazwać wieszczenie wygranej Kamila Stocha w połowie rywalizacji Turnieju Czterech Skoczni? Aspiracje biało-czerwonych fanów nie zawsze idą w parze z możliwościami sportowców. W tym przypadku jest jednak zupełnie odwrotnie. To Stoch przekracza wszelkie granice i wyobrażenia.
Konkurs w Innsbrucku był tylko tego potwierdzeniem. Już przed pierwszym austriackim etapem Turnieju Czterech Skoczni polski skoczek miał sporą przewagę nad Richardem Freitagiem. Bergisel jest skocznią, na której Polacy zawsze mieli trudności w wygrywaniu. Jedyne zwycięstwo reprezentanta Polski to 2001 rok i triumf Adama Małysza.
Pierwszym z Polaków, który zaprezentował się w Innsbrucku był Tomasz Pilch, co również było symboliczne. Jest on bowiem siostrzeńcem mistrza z Wisły, który swój debiut zanotował również na Bergisel. 17-latek w pierwszej serii skoczył 116,5 metra, co nie pozwoliło mu wygrać z rywalem i na swoje pierwsze punkty w pucharze świata musi zaczekać.
Dużo lepiej zaprezentowała się pozostała szóstka. Maciej Kot i Piotr Żyła co prawda przegrali ze swoimi przeciwnikami w parze, ale ich skoki na odległość 127,5 metra oraz 122 metrów dały im awans do drugiej serii. Swoją rywalizację wygrali natomiast Stefan Hula, który wylądował na 123,5 metrze, Dawid Kubacki osiągnął 122 metry oraz Kamil Stoch, który skoczył 130 metrów.
Przed próbą Stocha ogromny pech spotkał Richarda Freitaga. Najgroźniejszy rywal Polaka do końcowego sukcesu po wylądowaniu przewrócił się i musiał opuścić drugą serię i udać się do szpitala na dalsze badania. Tym samym przekreśliło to jego szansę na zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni.
W drugiej serii Polacy nie poprawili swoich lokat. Sędziowie zdecydowali się obniżyć belkę, co przełożyło się na rezultaty wszystkich zawodników. Najbardziej zadowolony ze swojego występu może być Jakub Wolny. Młody skoczek zajął piętnaste miejsce, co jest dla niego nawiększym osiągnięciem w karierze. Najlepszym z biało-czerwonych był oczywiście Kamil Stoch.
Dwukrotny mistrz olimpijski znów przeskoczył wszystkich. W drugiej serii osiągnął 128,5 metra. To trzecie zwycięstwo Stocha w konkursach TCS w tym sezonie. Polak jest o krok od wyrównania osiągnięcia Svena Hannawalda, a więc wygrania na czterech skoczniach podczas jednego Turnieju Czterech Skoczni.
Przewaga Stocha nad drugim Andreasem Wellingerem to obecnie ponad 64 punkty. Musiałaby się wydarzyć katastrofa, aby Niemiec bądź inny skoczek wyprzedził Polaka. Jeśli tak się nie stanie, Kamil Stoch obroni tytuł zwycięzcy TCS i wygra turniej drugi raz z rzędu. Biorąc pod uwagę wcześniejsze sukcesy, a więc złote medale olimpijskie, Stoch może pokonać legendę jaką jest Adam Małysz. I prawdopodobnie sam skoczek z Wisły, nie obraziłby się na taki rozwój sytuacji.
Jubileuszowy dzień - 25. wygrana i 50. podium w zawodach Pucharu Świata, 10. triumf pod wodzą Horngachera! #Innsbruck #skijumpingfamily #TCS #skoki #4hills #vierschanzentournee pic.twitter.com/G6x1pOxPEh
— Skijumping.pl (@Skijumpingpl) 4 stycznia 2018
Już chyba nikt nie powstrzyma Kamila #Stoch w triumfie w 66. Turnieju Czterech Skoczni! #Innsbruck #skijumpingfamily #TCS #skoki #4hills #vierschanzentournee pic.twitter.com/BMHuoE7zj0
— Skijumping.pl (@Skijumpingpl) 4 stycznia 2018
Zobacz również: Turniej Czterech Skoczni: Richard Freitag upadł! [ZDJĘCIE]