Thomas Thurnbichler w środku nocy dostał pilną wiadomość. Tak zaczęła się afera
Skandal z reprezentacją Norwegii wciąż dominuje dyskusję w świecie skoków po mistrzostwach świata w Trondheim. Norwegowie zostali przyłapani na oszustwie z kombinezonami po ostatnim konkursie MŚ na dużej skoczni. Jako pierwszy nagrania pokazujące ich nielegalne manipulacje przy strojach opublikował Jakub Balcerski ze Sport.pl. To rozpętało wielką aferę, która jeszcze długo nie ucichnie. Na początku jedną z głównych postaci wśród protestujących przeciwko Norwegom był Thomas Thurnbichler, który o całej sprawie dowiedział się w nocy przed zawodami.
- W piątkowy wieczór otrzymaliśmy dowód. Mathias [Hafele, specjalista od sprzętu w polskiej kadrze - red.] obudził mnie o pierwszej w nocy, bo dostał jakieś nagrania, które muszę zobaczyć - przyznał trener reprezentacji Polski w rozmowie ze Skijumping.pl.
Polscy szkoleniowcy od razu wiedzieli, że mają do czynienia ze skandalem. Początkowo skupili się na manipulacji czipami - te było widać już na nowym materiale, który nawet nie był jeszcze zszyty, mimo że powinny się znaleźć dopiero na zatwierdzonym kombinezonie, do którego nie wprowadza się już większych poprawek. Ostatecznie powodem dyskwalifikacji Norwegów były doszyte szwy, dzięki którym można było łatwiej naciągnąć kombinezon.
- Główny trener oglądał, jak jego specjalista w oczywisty sposób manipuluje przy sprzęcie. Później zaczęła się ta cała historia. Byliśmy w kontakcie z krajem, który dał nam te nagrania, a także z innymi nacjami. Staraliśmy się z tym walczyć. To nie jest trywialne oszustwo. Nie mówimy o kombinezonie za dużym o 2 cm, to się może zdarzyć. To jest ewidentne oszustwo sportowe - podkreślił z pełną mocą Thurnbichler.
Oszustwa nie wypierają się już nawet Norwegowie. Dwa dni po wybuchu skandalu ich trener Magnus Brevig został zawieszony i w rozmowie z dziennikarzami przyznał się do oszustwa, mimo że tuż po ostatnim konkursie unikał tego słowa i starał się bagatelizować sprawę. Norweski związek prowadzi też własne dochodzenie i zamierza wyjaśnić całą sprawę, współpracując z komisją śledczą FIS.
Trener Norwegów w końcu wydusił to z siebie. Po zawieszeniu przyznał się do oszustwa