Czech, którego wujkiem jest znakomity w przeszłości skoczek Jakub Janda, miał upadek na treningu przed konkursem duetów. Zaraz po wyjściu z progu miał wielkie problemy w locie. Jedna z nart mocno opadła, a Holub zaczął rozpaczliwie machać rękami, żeby skrócić skok i bezpiecznie wylądować. To się nie udało i z dużą siłą runął na zeskok, i przez kilkanaście metrów zsuwał się w dół skoczni. Natychmiast pojawiły się przy nim służby medyczne, ale zdołał wstać o własnych siłach i opuścił skocznię. Dopiero dzisiaj zabrał głos po tym, co spotkało go w Obertsdorfie.
- Psychicznie nie czuję się zbyt dobrze po tym, co zaszło. Fizycznie wszystko jest w porządku. Jedynie mięśnie pleców są naciągnięte, a łokieć posiniaczony – powiedział 23-letni zawodnik i wrócił do feralnego skoku. - Nie ukrywam, że stresowałem się przed skokiem, ale powiedziałem sobie, że muszę dać z siebie wszystko. Popełniłem błąd, spóźniłem się na progu, wykręciło mi prawą nartę, a lewa nie podeszła, tak jak powinna – powiedział Holub i dodał, że nie czuje strachu po upadku i w przyszłości chciałby wystartować na mamuciej skoczni. Na razie jednak decyzją trenerów Czech przez tydzień odpocznie od skoków. Następnie ma wziąć udział w Pucharze FIS i Pucharze Kontynentalnym w Zakopanem.
Thomas Thurnbichler powiedział dość. Postawił jasno sprawę Kubackiemu, już nie wytrzymał