Początek nie zapowiadał katastrofy. Agnieszka wygrała łatwo pierwsze dwa gemy, potem miała piłkę na 3:0. Chwilę później nie zrażona tym Peng przestała popełniać błędy. Uderzała piłki mocno, a przy tym była bardzo regularna. I jeszcze raz potwierdziło się, że Polka wpada w tarapaty, jeżeli nie jest w stanie zmuszać rywalki do seryjnych pomyłek.
- To bardzo solidna zawodniczka, popełnia mało błędów, w jej grze trudno znaleźć słabe punkty - mówiła po spotkaniu "Super Expressowi" Radwańska. - Trzymała cały czas równy wysoki poziom i nie dawała niczego za darmo. W tym meczu był dużo zaciętych gemów, a ona po prostu wygrywała większość najważniejszych piłek.
US Open: Niesamowita 15-latka ograła wielką faworytkę. Kim jest? Co osiągnęła?
Peng urodziła się w chińskim Roku Krowy, ale w starciu z Polką miała dzień konia. Na dobre dropszoty krakowianki odpowiadała jeszcze lepszymi, na dobrą grę w obronie Isi - defensywą znakomitą. Do tego cały czas odrzucała Radwańską głęboko za końcową linię mocnymi uderzeniami z głębi kortu.
- Pewnie powinnam pewne rzeczy zrobić inaczej, na pewno za mało dzisiaj wygrywałam punktów serwisem, dużo mniej niż ostatnio - analizowała Polka, zapytana czemu nie zaczęła wprowadzać planu B, gdy zobaczyła, że mecz wymyka jej się z rąk. - Ale to tylko takie gdybanie. Nie uważam, że zagrałam źle. Rywalka po prostu była lepsza.
Przełomowym momentem mógł być czwarty gem w drugim secie. Isia miała trzy piłki na przełamanie. Przy jednej z nich po zagraniu Polki sędzia nie wywołał autu. Niestety Chinka wzięła challenge i okazało się, że Agnieszka pomyliła się o... kilka milimetrów. Zamiast 3:1 dla Radwańskiej po chwili było już 2:2, a potem znów warunki na korcie dyktowała rozpędzona Azjatka.
Co ciekawe, to była druga porażka Agnieszki z Peng (w 5 meczach), a poprzednio przegrała z nią... w II rundzie US Open 2010. - Peng grała jak w transie - mówiła wtedy Polka.
Kiedy jeden z amerykańskich dziennikarzy zapytał ją teraz co sobie myśli przed US Open po tej serii kiepskich wyników w Nowym Jorku, Isia starała się żartować: - Że to naprawdę fajnie, że znów nie mam za dużo punktów do obrony tutaj - odparła z uśmiechem. - Teraz znów ich za dużo nie będzie - dodała. - Czułam się tutaj dobrze, wcześniej zagrałam kilka świetnych meczów. Naprawdę nie mam pojęcia, czemu znów tak szybko tutaj odpadłam.
Wymówki nie starała się szukać również w ciężkich warunkach. - Były faktycznie dość ciężkie, bo poza słońcem i upałem, wilgoć też dawała się we znaki. Ale fizycznie czułam się dobrze. Pobiegała sobie trochę w lewo i w prawo, ale nie ścięło mnie, nie miałam jakiegoś kryzysu. To nie przez upał przegrałam - stwierdziła Isia.
KLIKNIJ: Polub Gwizdek24.pl na Facebooku i bądź na bieżąco!
ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Gwizdek24.pl na e-mail