- Jaki był plan na ten mecz, dlaczego przegrałaś?
Paula Kania: - Miałam grać solidnie, ale nie wychodziło mi to. Ona stoi daleko za linią końcową, miałam ją trzymać na bekhendzie. Nie udawały mi się skróty, które lubię, małe błędy nakładały się na siebie, nie potrafiłam się skoncentrować. To był mój zdecydowanie najsłabszy mecz w turnieju.
- To efekt zmęczenia, był to twój piąty mecz na Roland Garros...
- Rzeczywiście, nie mogę powiedzieć, że byłam świeża, wyszło zmęczenie. Jestem na takim etapie kariery, że mogę wygrać każdy mecz, mogę wygrać z każdym, ale i mogę przegrać z każdym.
PAULA KANIA ODPADŁA Z FRENCH OPEN
- Jesteś zła, że przegrałaś czy bardziej zadowolona, bo awansowałaś do drugiej rundy Wielkiego Szlema?
- Humor nie jest najlepszy, bo przegrałam. A stawiam sobie poprzeczkę wysoko. Ale to jest mój najlepszy wynik w karierze, pierwszy raz wygrałam na Wielkim Szlemie. Jest więc z czego się cieszyć.
- Przed turniejem rozstałaś się z francuskim trenerem...
- Tak, to świeża sprawa, rozstaliśmy się około 10 dni temu, w zgodzie, z klasą. Uznaliśmy, że tak będzie lepiej. O zastępstwie na razie nie myślę, pomaga mi koleżanka z Białorusi Polina Pekhova, z którą znamy się jak stare konie, grałyśmy razem w Taszkiencie, dużo razem przeszłyśmy. Mam nadzieję, że będzie mi pomagać także przed Wimbledonem.
- Co musisz poprawić, żeby było jeszcze lepiej?
- Tenisowo wszystko jest na miejscu: serwis, forhend, bekhend, nogi, wytrzymałość...Potrzeba tylko poprawy w mentalności i solidności. Ale to przyjdzie z meczami.