– Federacja WTA krytykowana jest za kiepską organizację turnieju w Cancun oraz zmiany regulaminu w przyszłym sezonie. Czy wy jako zawodniczki próbujecie jakoś wpłynąć na te decyzje?
Iga Świątek: – Bardzo mocno próbujemy wpłynąć, tylko czasami nie mamy realnego przełożenia na to, co się dzieje. Nie jesteśmy w zarządzie ani nie uczestniczymy w spotkaniach, na których te decyzje były podejmowane bez naszej wiedzy. Kluczowy jest brak komunikacji. Przed US Open doszło do spotkań z najlepszymi zawodniczkami i zostało powiedziane, jakie zmiany zostaną wprowadzone bez żadnego głosowania. To rzecz, która najbardziej nas frustruje, bo musimy wypełniać te zobowiązania. Uczestniczymy w sezonie, który jest bardzo obciążający, a kolejny będzie jeszcze bardziej intensywny. Mamy poczucie, że bijemy głową w ścianę. Wszystko już zostało zdecydowane bez konsultacji z nami i teraz szukamy rozwiązania, jak możemy dojść do kompromisu. Fajnie byłoby, gdyby WTA przed podejmowaniem decyzji dzieliło się z nami swoimi planami. Niby jest to organizacja zawodniczek, a nie mamy nic do powiedzenia. Zajęło nam trochę czasu, abyśmy zebrały się w jedną grupę.
– Czy możliwe jest połączenie WTA z męską federacją ATP?
– Nie wiem, to biznesowe pytanie. Trzeba by to szczegółowo przeanalizować pod kątem sponsorów, liczb itp. Myślę, że powinniśmy się zastanowić, co zrobić, by być silniejszym jako federacja WTA, by sprzedawano nas lepiej marketingowo. Myślę, że jest tu pole do poprawy.
– Czy przypominasz sobie, kiedy ostatnio grałaś w tak nietypowych warunkach jak tutaj w Cancun?
– Jest dużo rzeczy, na które organizacja miała wcześniej wpływ. Na przykład kort i jego równość. Piłka czasami odbija się bardzo nierówno i wszystkie dziewczyny o tym mówią. Staram się skoncentrować na tym, by jak najlepiej sobie z tym poradzić. Na niektóre rzeczy nie mamy wpływu, jak np. wiatr. Jednak to było do przewidzenia o tej porze roku w tej lokalizacji. Całe zamieszanie, które towarzyszyło temu turniejowi, jest niepowtarzalne.
– Do awansu do półfinału potrzebujesz dwóch wygranych gemów w meczu z Ons Jabeur. Czy do trzeciego meczu będziesz mogła podejść na luzie?
– Chcę go wygrać jak każdy mecz i koncentruję się na tym, żeby zagrać jak najlepiej. Warto w fazie grupowej grać na wysokim poziomie. Jesteśmy przyzwyczajone, że w turniejach każdy mecz gramy coraz lepiej i je wygrywamy. Nie będę luźniej traktować ostatniego spotkania w naszej grupie, aby nie wypaść z rytmu. Gdybym podeszła inaczej, byłoby to nieprofesjonalne. Nigdy nie wiadomo, jaki to może mieć wpływ na późniejsze nastawienie i formę.
– Czy w meczu z Coco Gauff współczułaś rywalce, widząc, jak duże ma problemy?
– To jest biznes. Na takim etapie i w tak ważnym turnieju nie ma miejsca na współczucie. Poza tym w drugim secie to ja byłam w tarapatach i musiałam nadrabiać. Nie było myśli, które by mnie rozproszyły.
– Jakie masz plany na odpoczynek po sezonie? Po turnieju w Cancun zostaniesz w Meksyku?
– Nie, po turnieju będę bliżej Europy, aby przejść jetlaga (problemy po zmianie strefy czasowej – red) i w jak najlepszej formie wejść w przygotowania. Będę miała 10 dni wakacji i cieszę się, że znalazł się na to czas. Nasz sezon cały czas jest wydłużany. Nie zaczynamy w styczniu, bo wyjeżdżam trenować do Abu Dhabi lub Dubaju już w połowie grudnia. Dlatego warto wypocząć.
Korespondencja z Cancun, Marcin Cholewiński